Wiersz miłosny Vicentego Aleixandrea pod tytułem Leżący, nocą

Leżący, nocą

Dlatego, ty,

taka spokojna, przyglądając się tobie,

jak gdybym badał, w nocy pragnąc powolutku dojrzeć kolor twych oczu.

Obejmując ci dłońmi twarz, kiedy leżysz tu wyciągnięta

u mego boku, przytomna, zbudzona, w milczeniu patrząca na mnie.

 

W oczach twych się pogrążyć. Spałaś. Patrzeć na ciebie,

bez zachwytu ci się przyglądać, suchym okiem. Jak nie umiem na

[ciebie patrzeć.

Bo nie umiem na ciebie patrzeć bez miłości.

Wiem o tym. Bez miłości jeszcze cię nie widziałem.

Jak wyglądasz bez miłości?

Czasem się zastanawiam. Patrzeć na ciebie bez miłości. Widzieć cię,

[jaka byłabyś z drugiej strony.

Z drugiej strony mych oczu. Tam gdzie przechodzisz,

gdzie byś szła z innym światłem, inną stopą,

z innym odgłosem kroków. Z innym wiatrem suknie twe rozwiewającym.

I przyszłabyś. Uśmiech... Przyszłabyś. Patrzeć na ciebie

i widzieć, jaka jesteś. Ta, co nie wiem, jaka jesteś.

Jaka nie jesteś... Bo jesteś ta, co tu śpi.

Ta, którą budzę, którą trzymam.

Która mówi cichym głosem: "Zimno". Która całowana przeze mnie szepce

nieomal krystalicznie, której zapach doprowadza mnie do obłędu.

Ta, która pachnie życiem,

czasem teraźniejszym, czasem słodkim

i wonnym.

Po którą wyciągam rękę, którą biorę i przygarniam.

Którą czuję jako stałe ciepło,

gdy siebie jako pośpiech czuję i popłoch

co mija, unicestwia się i spala.

Która trwa jak płatek róży nie blednący.

Która mi daje ciągle życie, obecne,

obecne niewzruszenie jak miłość, w moim szczęściu,

w tym budzeniu i zasypianiu, w tym świtaniu,

w tym gaszeniu światła i mówieniu... I milczeniu,

i trwaniu we śnie u boku stałego zapachu, który jest życiem.

Przełożył z hiszpańskiego
Przemysław Sitkiewicz