Panegiryk po przebudzeniu
Waldemar Okoń
Żony irysy miękkie ręce
wiewiórki o wydatnych piersiach
z mleczem między sutkami
obcinają paznokcie leczą skaleczenia
proszą o więcej miłości wieczorów i jezior
poprawiają nasze błędy które drażnią i zmuszają do poprawy
poprawiają nasz język
nasze dusze podatne na uderzenia na piorun
gną się na swych łodygach
jakby bezlistnie z rozpuszczonymi ramionami
nie możesz mi niczego rozkazywać
możesz prosić przepraszać pisać
nie jesteśmy w wojsku nie jesteśmy sami
za przepierzeniem z dykty mieszkają inni
i kto odwinie mnie z papieru poliże nie zapomnij o szaliku
o ciepłych butach i jak mi jest w tej sukni
podaj nożyczki zajmij się dzieckiem ponad drogą wirujące meluzyny
wiją wianki i wodospad spada ponownie
okrywając płód i wargi i kasztany wyjęte własnoręcznie
z ognia upamiętnij mnie nasze rocznice
możesz poświęcić mi kilka zdań
dotknąć nimi ust czoła skroni w pochyleniu przed wejściem
albo inaczej zwyczajnie kiedy jest cicho pojawiają się gazele
może gdzieś dzisiaj pójdziemy wyłącz radio natchnienie zobacz
lampa oświetla nasze ślady przyszedł czas nazywania
podnosimy strzały wypuszczone w stronę płomieni
lecz w tym nie ma całości z tego nie powstaje
kształt właściwy jak w irysach
i nie niszcz oczu w tym świetle nie dojrzysz mnie całej
gdy zawijasz się w kołdrę jedwabnik snuje nić
nie podglądaj mnie muszę się umyć
nie dostrzeżesz mnie i w następnym które przychodzi
nad ranem.