Wiersz miłosny Williama Szekspira pod tytułem Jakże podobna zimie ta rozłąka z tobą

Jakże podobna zimie ta rozłąka z tobą

(Sonet 97)

Jakże podobna zimie ta rozłąka z tobą

Po naszym wspólnym, słodkim lecz ulotnym lecie!

Jakiż ziąb we mnie rośnie z każdą mroczną dobą!

Jakże grudniowo gołe wszystko w moim świecie!

A przecież czas rozłąki — zewnętrznym mierzony

Kalendarzem — na lato przypadł i na jesień,

Co, jak brzemienne łono owdowiałej żony,

Nabrzmiewała owocem wiosennych uniesień:

Mnie jednak ta obfitość była nie nadzieją

Lecz obrazem sieroctwa, gdyż nad wszelkie braki

Gorszy brak ciebie: przezeń i letnie dni wieją

Chłodem, przezeń głos tracą najśpiewniejsze ptaki,

A gdy zabrzmią, to głosem tak głuchym, że drżymy

Jak liście, gdy poczują pierwsze tchnienie zimy.

Przełożył
Stanisław Barańczak