Wiersz miłosny Włodzimierza Majakowskiego pod tytułem Obłok w spodniach [Strona 2]

teraz on i nowe dwa

w oszalałych miotają się podrygach.

 

Gdzieś w dolnym piętrze

osypał się tynk...

 

Nerwy, dużo nerwów,

mniejsze, większe,

cała czereda opętana

skacze,

i już

uginają się nerwom kolana.

 

A noc w pokoju iłem zamula się i błotem,

wzrok tonie ociężały w zamulonej toni,

nagle drzwi zadygotały,

Jak gdyby hotel

zębami z zimna zadzwonił.

 

Weszłaś ty,

opryskliwa jak "na, masz"!

Męcząc rękawiczek zamsz,

rzekłaś:

"Wiesz,

wychodzę za mąż".

 

Ano cóż... wychodź...

Nie szkodzi.

Zniosę ból.

Spójrz,

spokojny jestem

jak puls

umarłego.

 

Pamiętasz?

Mówiłaś:

"Jack London,

pieniądze,

w odmęt miłości i szału paść!"

A ja wiedziałem jedno,

że jesteś Giocondą,

która należy skraść.

 

I skradli.

Znów zakochany pójdę po świecie,

ogniem płomieniąc brwi mych pręgi.

Cóż!

I w spalonym domu przecie

mieszkają czasem bezdomne włóczęgi.

Przełożył
Julian Tuwim