Wiersz miłosny Zofii Nałkowskiej pod tytułem W ogrodzie [Strona 2]

Tęsknię... To smutny wieczór... Zachód płonie,

We łzach się łamią złota i szkarłaty.

 

To smutny wieczór... Z białego kielicha

Woń się wznosiła mgłą lekką, błękitną...

Wiesz — kto raz w życiu tą wonią oddycha....

Prawda — te kwiaty dzisiaj już nie kwitną.

 

Wiesz — ten ostatni zmięłam własną dłonią,

Biały, przeczysty, cudny kwiat — wspomnienie...

Wiesz — kto raz w życiu oddychał tą wonią,

Nigdy już... — Cicho. Idą nocne cienie.

 

V

 

Nie chcę czekać zachodu ponurej legendy,

Umrę w chwili, gdy świat się południem rozpala,

Na łożu purpurowych róż Heliogabala,

Ustawionym pomiędzy sztywnych lilij rzędy.

 

Chcę umrzeć w mym ogrodzie, umrzeć — odurzona

Wonią kwiatów, mdlejących w tęsknocie do słońca,

Umrzeć spokojna — czysta — wieczyście gardząca

Życiem, które mi z dala pręży swe ramiona.

 

Chcę umrzeć w mym ogrodzie, umrzeć — bez tęsknoty

Za nieziszczoną wizją białego wspomnienia,

Bez jęków pożegnania, bez hymnów pragnienia,

Bijąc kaskadą śmiechu o strop nieba złoty.

 

Wróciłam, gdzie mię kwiatów mych drużyna rojna

Wita — i w niepodzielnym państwie mym znów błądzę —

I wszystkich bram ogrodu zamykam wrzeciądze:

Spojrzałam w oczy słońcu — i umrę spokojna.