Wiersz miłosny Zygmunta Dmochowskiego pod tytułem Kamień i cierpienie
Kamień i cierpienie
Zygmunt Dmochowski
Zeszliśmy wtedy w dół, ze skarpy,
Nad kanał do złocistych łach.
Słońce się kładło cieniem drzew
Na bursztyn szklisty Pelcowizny.
— Szeptałaś coś i drżało serce.
A tam, za wodą, łan się ścielił
Gorzkiego głogu i śliw ciernie.
Nie było widać pól zielonych,
Choć lśniły w runach ślicznych.
— Gdzieś tam, za wydmą, był Marcelin.
Niewiele znaczą, słowa święte,
Gdy zmierzchu cień złocistość zdławi
I tkliwość, którą pióropuszem
Iskier rozsnuwa Bóg nad nami.
Zamilkło ciepło w smudze cienia —
Pulsu, czułości, szeptu źrenic.
— pozostał cierpki smak kamienia
Na chłodnych wargach Galatei.