Do mojej Elizy
Zygmunt Krasiński
(do Elizy z Branickich Krasińskiej)
Jam marzył niegdyś, żem na potęg szczycie,
Jam czuł się w natchnień nieskończonych niebie,
A jednak w niwecz przemamiłem życie
Dlatego tylko, żem nie kochał ciebie.
O, biada sercom, którym się wydaje,
Że grzechu żary młodości płomieniem —
Bo sperzynnieją ich nieba i raje
I gorycz wieczna będzie im istnieniem!
O, biada sercom przenamiętnym — zginą!
Choć i zestąpi anioł do ich doli,
Przyszłość ich struta przeszłości ich winą
I samo szczęście anielskie — je boli.
O, biada sercu mojemu, że żyło
O cierpkim, szału łzą zroszonym chlebie!
Mów mi, jedyna dziś duszy mej siło,
Czemu ja dawniej nie kochałem ciebie?
Od twej urody szły jakby promienie —
Czymściś, w postaci już wyanielałem
Świeciłaś oczom, jak świeci widzenie —
Czemuż ja dawniej ciebie nie kochałem!
Wyższy od ziemskich mętów nawałnicy,
Spokój przeczysty na twym czole białem
I przenajsłodsza rzewność w twej źrenicy —
Czemuż ja dawniej ciebie nie kochałem!
Lecz, kiedy słyszysz ujarzmionych dzieje,
Wnet błyskawica mknie ócz twych kryształem,
Każden rys twarzy twej bohatyrścieje —
Czemuż ja dawniej ciebie nie kochałem!
Znać, duch twój bólem nieskończonym ranny,
Znać, dłoń by twoja z świętym jęła szałem
Za miecz rycerskiej Orleanu Panny —
Czemuż ja dawniej ciebie nie kochałem!
Hełm jej by przypadł do kręgu twych skroni
Oko twe błysło jej ócz światłem całem,
Głos twój jej głosem by wołał: "Do broni!" —
Czemuż ja dawniej ciebie nie kochałem!
I tak, jak ona, szłabyś aż do końca,
Szłabyś pod oszczerstw i krzywd ludzkich zwałem
Wciąż czysta — śmiała — ofiarna — milcząca —
Czemuż ja dawniej ciebie nie kochałem!
O, bądź mi odtąd przewodniczką bytu!
O, bądź mi odtąd piękna ideałem!
Truciznym życia napił się do sytu,
A za to tylko, że cię nie kochałem!
Skarb moich potęg mi się rozpadł na nic,
Myśl się rozwiodła z natchniennym zapałem,
Jam zgasł i przewiądł od smętku bez granic —
A za to tylko, że cię nie kochałem!
I nieraz patrzę rozpaczy oczyma
W mą przeszłość, trupim leżącą powałem,
Z której mi czynów nieśmiertelnych nie ma,
A za to tylko, że cię nie kochałem! —
O, spojrzyj na mnie! — Tyś w górze — ja w dole —
Niech śmierć nie będzie na zawsze mym działem;
Dłoniami z czoła zdejm żywota bole,
Bo już na wieki ja cię ukochałem!
Za to, żeś duszą, z światłości uwianą,
Żeś całe sercem, prawdą zamieszkałem,
Żeś przenadobną i niepokalaną,
Ach, już na wieki ja cię ukochałem!
Za to, żeś wzgardą na pyszne orężna,
A smętne kochasz czuciem wiecznotrwałem,
Żeś przeciw wrogom tchnień Bożych ty mężna,
Ach, już na wieki ciebie ukochałem!
Baden-Baden, w dzień św. Elżbiety, 19 listopada 1857