Wiersz miłosny
Adolf Endler
Do snu cię układam, najmilsza, w tropikalnym lesie,
ciało w mgle i listowiu, a ręce na piasku.
Na moim oddechu twoją twarz ułożę,
on ją ukołysze.
Spij:
już to słowo starczy za okrycie.
Lecz ja cię jeszcze otulę spojrzeniem,
nad tobą dźwięczny nieboskłon z liści i chmur rozwieszę,
nad tobą rozwieszę jesień.
Ach, na ramieniu przyniosłaś obawę, tego czarnego ptaka,
który wiosną i latem poruszał skrzydłami,
a gniazdo miał w twoich oczach.
Teraz leży nieżywy w zaroślach,
teraz my spoczywamy bez obaw.
A ty śpij, gdy klucze ptaków wędrownych wiatr budzą,
szumiąc ci we włosach marzeniem.
Spij, kiedy deszcz pada,
swoim skrzydłem uderzając cię w skronie.
Śpij,
kiedy w bieli rozpłynie się słońce,
twoje oko zatrzyma czerwień jego złota,
na całą zimę.
Przełożył
Grzegorz Prokop