Wiersz miłosny Andrewa Marvella pod tytułem Dobrana para

Dobrana para

Natura z dawna skarby co bogatsze

Na zapas sobie odkłada,

Wiedząc, że gdy się wdzięk jej z wiekiem zatrze,

Nikt jej nowego nie nada.

 

Najpłomienniejszych barw, najsłodszych woni,

Najczystszych wziąwszy esencyj,

W jednej bezpiecznej skarbnicy je chroni,

Dodając coraz to więcej.

 

Rzadko je odtąd z ukrycia wynurza,

A jeśli tak, to z ostrożna;

Starczy bo skarbów tych szczypta nieduża,

By zbawić świat było można.

 

Lecz co Natura oddzielnie składała,

W jedną się całość zestrzeli;

Z czego zrodzona piękność doskonała

Ochrzczona imieniem Celii.

 

Miłość od dawna czuła instynktownie,

Że wstąpi kiedyś w wiek starczy;

Przeto stworzyła pojemną prochownię,

Która jej ciepła dostarczy.

 

Komory liczne napełnia bez miary

Saletrą trzykroć czyszczoną,

Naftą i siarką, i wszelkimi żary,

Od których umysły płoną.

 

Warowne mury wokół zbudowała

I rzadko zagląda za nie:

Dość bowiem jednej iskierki, a cała

Natura w płomieniach stanie.

 

Lecz zgromadzone w kupie materiały

Wzajemnym sąsiedztwem długim

Moc magnetyczną w sobie wytwarzały,

Sprzęgając się jeden z drugim.

 

Tak pomnożone Miłości paliwo

Buchnęło wielkim pożarem:

Żaden stos w świecie nie płonął tak żywo;

Ja, Celio, jestem tym żarem.

 

Tak więc we dwoje szczęścia używamy,

Gdy świat trwa w nędzy ponurej,

I w sobie samych cały zasób mamy

Miłości oraz Natury.

Przełożył
Stanisław Barańczak