Wiersz miłosny Andrewa Marvella pod tytułem Żałoba

Żałoba

Kto los ludzkiemu potomstwu pisany

Rozszyfrowuje, śledząc gwiazdozbiory,

Niech powie — jaki ma sens niezbadany

To, co odbite w gwiazdach oczu Klory?

 

Konfuzji pełne i jakby zdwojone

Przez łez wypukłość, u powiek zawisłą,

Zdają się wznosić, by w niebiosów stronę

Odesłać krzywdy równowartość ścisłą.

 

Gdy zaś, wezbrawszy u rzęs w wodne kule,

Krople się sypią jak sznur pereł gruby,

Zda się, że Klora pragnie łzami czule

Zrosić tę ziemię, w której legł jej luby.

 

Twierdzą wszelako niechętni sceptycy,

Że łzy, tak hojnie na łono wylane,

Mają jedynie w serca okolicy

Rozmiękczyć miejsce pod następną ranę.

 

Gdy, w buduarze zamknięta od wczora,

Próżność swą kąpie we łzach, w tym sposobie

Sama do siebie zaleca się Klora —

Danae oraz deszcz w jednej osobie.

 

Inni złośliwcy wnioskują zuchwale,

Że Klora, pragnąc co prędzej powrócić

Do uciech — wszystkie smutki swe i żale

Za okna oczu stara się wyrzucić.

 

Roniąc klejnoty łez, nie długi smutne

Zmarłemu spłaca w należnym trybucie,

Ale donacje rozdaje rozrzutne,

By uczcić nowe w swym sercu uczucie.

 

Próżne sny! Nurek indyjski, co śmiele

Po perłę nieraz w morską toń zapadnie,

W łzach Klory znalazłby głębsze topiele,

Nieznane skarby skrywające na dnie.

 

Niech sobie różnie sens tych łez tłumaczą

I niech spór toczy się swoją koleją;

Ja wiem to jedno: gdy niewiasty płaczą,

Wypada sądzić, że szczerze boleją.

Przełożył
Stanisław Barańczak