Wiersz miłosny Andrzeja Krzyckiego pod tytułem Kochający prawuje się sam z sobą

Kochający prawuje się sam z sobą

Oto już święte dni, gdy trwożnie swoje grzechy

Wyznaje lud — a mnie miłości pali żar.

Przeraża serca grzmiąc w świątyni kaznodzieja

O grozie kar — a mnie miłości pali żar.

Wiosenne niebo już i ciepła ziemia zmienia

Kształt wszystkich spraw — a mnie miłości pali żar.

Krzątam się w zamku już, aby uniknąć tylko

Bezczynnych chwil — miłości jednak pali żar.

Szukam znów innych miejsc — wszak mówią tak, że w drodze

Zmienia się myśl — miłości jednak pali żar.

Nowym ja ogniem już przytłumić dawny chciałem

— Bo bywa tak — miłości jednak pali żar.

Próbuję, Nazo mój, by go ugasić, twoich

Wysłuchać rad — miłości jednak pali żar.

Lecz skoro żaden trud ni żadna sztuka sprawić

Nie może już, by zgasł miłości mojej żar,

Cóż Amorowi wbrew mam począć — on mi sprzeczny!

Czy, głupiec, mam nie kochać, gdy to słodko tak?

Niech mi przepali szpik już miłość pod warunkiem,

Ażebym tym mógł być, czym Jowisz w murach Teb.

Przełożył Edwin Jędrkiewicz