Wiersz miłosny Anny Terleckiej pod tytułem Pieśni Anny z Krakowa

Pieśni Anny z Krakowa

I

 

Gdybym ja była jaskółką szybką,

Tobie bym tylko, tobie śpiewała,

A gdybym była na stawie rybką,

Srebrne bym na cię perły pluskała.

 

A gdybym lekkim wietrzykiem była,

Tysiączne bym ci robiła psoty,

Ciągle się z tobą tylko drażniła

I rozwiała twe tęsknoty.

 

A gdybym słońca promyk posiadała

I wszechwładnie nim rządziła,

W twoim okienku bym go zwiesiła

I tobie tylko błyszczała.

 

Tobie i z tobą, z tobą i w tobie

Jakżebym miło przeżyła,

Z tobą uwiędła, z tobą rozwiła,

Z tobą na świecie i w grobie.

 

II

 

Chcesz wiedzieć, co sobie życzę?

Niejeden powie: myśl płocha,

Lecz ja nad wszystkie słodycze

Chcę duszy, co stale kocha.

 

I choć mnie wiele brakuje,

Nie jestem jak inne ładna,

Aleja za wszystkie czuję,

Chcę być kochana jak żadna.

 

Gdyby mi dziś wolno było

Niebiosa skłonić surowe,

Gdyby się wszystko spełniło,

Dałabym życia połowę.

 

Ach! ja bym krótko żyć chciała,

Ale żyć, jak sobie życzę,

Byłem tylko posiadała,

Co zowią, nieba słodycze.

 

Być kochaną bez przestanku,

Jak Bóg swoje światy kocha,

Świat cały znaleźć w kochanku —

Czyż ta myśl może być płocha?

 

Lecz wszystko zniszczeniu służy

I bez litości przemija.

Wszak w najpiękniejszy liść róży

Nędzny się robak wwija.

 

Tak w sercu, choć piękne czucia

Wzrastają i dojrzewają,

Jest wąż, którego zakłucia

Śmiertelny jad zostawiają.

 

Ja jego czuję truciznę,

Nazwać jej nie umiem jeszcze

I jak po ojcach spuściznę

Karmię, hoduję i pieszczę.

 

Zniszczyć jej nie ma sposobu,

Musi być z źródła wiecznego,

Bo od kolebki do grobu

Człek wzdycha — nie wie, do czego.