Wiersz miłosny Anonima francuskiego pod tytułem Kiedy Zachód płonie

Kiedy Zachód płonie

Kiedy Zachód płonie

Jak pochodnia Diany,

W srebrzystości tonie

Cały blask różany,

Powiewy wietrzyka

Chmury z nieba zgarną,

A ta ich muzyka

Koi chwilę czarną.

Serce żal mój zmienia

W miłosne marzenia.

Blask zmierzchu pierzchliwy

Wdzięk przydaje rosie,

A ludziom przynosi

 

Sen jakże szczęśliwy.

Sen niby balsamy,

Które troski koją,

I bóle, i burze

Spokojnością swoją,

Gdy się pod zamknione

Dostaje powieki,

Serce się, szalone,

Oddaje na wieki.

 

Morfeusz to wietrzyk

Łagodnie wiejący,

Zasiewy dojrzałe

Do życia budzący.

Oto szumi potok

Skroś czystego piasku,

Płynie młyńska woda

Skroś słonecznych blasków...

 

Oj, znuży Wenera,

Trza odpocząć teraz,

A na powiek tratwie

Snom płynąć najłatwiej.

Słodko, gdy miłość koi snem

pieszczoty dreszcze,

Lecz gdy znów się miłością staje

— słodziej jeszcze.

 

Tam, gdzie tęsknie słowik śpiewa,

Tam, gdzie się zielenią drzewa,

Miło pięknym snom folgować,

Milej z lubą baraszkować.

Kiedy zapach ziół odurza,

Kiedy da posłanie róża,

Miło, jeśli na znużonych

Miłosnym igraniem owym

Spłynie sen pokrzepiający.