Wiersz miłosny Antoniego Józefa Szabrańskiego pod tytułem Nagość

Nagość

Z daleka i w cieniu,

Gdzie gaj łączkę stroi,

W bieżącym strumieniu

Dziewczę nagie stoi.

 

Lica woda moczy,

Łono leje wodą,

Włos spuści z warkoczy,

Bawi się z urodą.

 

Gdzie obraz głęboko

Nagością jaśnieje

Tam topi swe oko

I z siebie się śmieje.

 

Zaszumiały drzewa

I z wody wybiega,

I skoczy do brzega,

Szatą się odziewa.

 

I patrzy — drży cała,

Nie szumią już gaje,

Znowu się rozśmiała,

Znów w strumieniu staje.

 

Wodą z rączki młodej

Jasne łono kropi

I znów oko topi,

Gdzie zwierciadło z wody.

 

Znowu szumi trzcina,

Serce w piersi bije,

Znów skoczy dziewczyna,

Szatą się okryje.

 

Trzcina nie szeleści,

Śmieje się z swej trwogi,

W wodzie stawia nogi,

Z urodą się pieści.

 

Znów szeleszczą kwiaty,

Znów z złością wybiega,

I skoczy do brzega,

Ubiera się w szaty.

 

I zmarszczyła czoło,

Stroi się i gniewa

Na trzciny, na drzewa,

Że patrzą wokoło.