Wiersz miłosny Antoniego Słonimskiego pod tytułem Sen

Sen

Sny mamy jednakowe. Choć nas dzień rozłączy,

Uśpiony nocą idę przez miasto do ciebie,

Spotniałe ręce we śnie wyciągasz gorące,

Widząc cień mej postaci, płynący po niebie.

 

Przez ulice dalekie, przez mieszkania, strychy,

Skradam się nocną porą do twego pokoju

I na piersi wznoszone falą niepokoju

Spływa sen mój skrzydlaty, daleki i cichy.

 

Czy pamiętasz jezioro sitowiem obrosłe,

Gdzie znad czoła pył gwiezdny strząsałem paprocią?

Zachłyśnięty miłością i leśną wilgocią,

Ze środka stawu czarne podałem ci wiosło.

 

Trzymając się za ręce, patrząc w twarze blade,

W łodzi, niesionej nurtem gęstego jeziora,

Płyniemy w otchłań nocy, słyszymy kaskadę,

Która szumieć zaczyna każdego wieczora.

 

Nocą huczy nad nami jak sfera gwiaździsta,

Głusząc słowa i serca nam łamiąc ciężarem —

Ach, blednie, ginie; mija okolica mglista,

Wodospady nas niosą w milczące bezmiary.

 

Łódź nasza się rozbija na ławicy piasku,

Roztrąca nas i rzuca w obłąkaną jawę,

Gdzie ty, kryjąca oczy oślepłe od blasku,

Potrącasz niewidząca moje serce krwawe.