Wiersz miłosny Artura Rimbauda pod tytułem Komedia w trzech pocałunkach

Komedia w trzech pocałunkach

Miała koszulkę cieniutką,

A drzewa zaciekawione

Przez okna bliziutko, bliziutko

Schylały liście zielone.

 

Na miękkie rzuciła poduszki

Rąk nagich ciepłe oploty,

W podłogę drobniutkie nóżki

Tętniły z wielkiej ochoty.

 

Patrzyłem na promień woskowy

Słońca, jak w swojej podróży

Kręcił się wokół jej głowy

I piersi: muszka na róży.

 

Ucałowałem jej kostki

U nóg; wybuchła śmiechem,

Który się rozprysł w trel boski,

Kryształów zabrzmiał echem.

 

Schowała stopy, a potem

Śmiejąc się rzekła: No, no, no!

Śmiech kazał zapomnieć o tem,

Że mnie za śmiałość skarcono.

 

Pocałowałem jej oczy...

Jak ptak pod wargą się trzepie...

Gest czyniąc głową uroczy

Rzekła mi: A, jeszcze lepiej!

 

Mam ci powiedzieć coś, panie.

Lecz resztę w gardłem jej zdławił

Całusem, co ją o śmianie

Już mi życzliwe przyprawił.

 

Miała koszulkę cieniutką,

A drzewa zaciekawione

Przez okna bliziutko, bliziutko

Schylały liście zielone.

1870

Przełożył Jarosław Iwaszkiewicz