Wiersz miłosny Branko Miljkovića pod tytułem Na próżno ją budzę

Na próżno ją budzę

Budzą ją dla słońca ożywającego w roślinach

dla nieba rozpiętego między palcami

budzę ją dla słów piekących gardło

kocham ją słuchem

trzeba iść na kraniec świata i znaleźć rosę na trawie

budzę ją dla spraw dalekich a jakże podobnych do naszych

dla ludzi którzy bez czoła i mienia przechodzą ulicą

dla anonimowych słów rynkowych budzę

dla makatkowych pejzaży publicznych parków

dla naszej planety która może będzie bombą na zalanym krwią niebie

dla kamiennego uśmiechu towarzyszy śpiących między dwiema bitwami

kiedy niebo nie jest już wielkim wygonem dla ptaków lecz lotniskiem

moja miłość wchłaniająca inne jest częścią świtu

budzę ją dla świtu dla miłości dla siebie dla drugich

budzę ją chociaż to trud bardziej daremny niż

wołanie ptaka który bezpowrotnie zleciał na ziemią

powiedziała na pewno — niech mnie szuka i zobaczy że mnie nie ma

ta kobieta z rękami dziecka którą kocham

to dziecko które zasnęło nie otarłszy łez i które budzę

na próżno na próżno na próżno

na próżno ją budzę

bo przebudzi się inna i nowa

na próżno ją budzę

bo ustami swoimi nie będzie się mogła wypowiedzieć

na próżno ją budzę

ty wiesz że woda płynie ale nic nie mówi

na próżno ją budzę

trzeba obiecać zbłąkanemu imieniu czyjąś twarz w piasku

jeśli tak nie jest odetnijcie mi ręce i przekształćcie mnie w kamień

Przełożył Zygmunt Stoberski