Wiersz miłosny Emila Zegadłowicza pod tytułem Krajobraz miłosny

Krajobraz miłosny

Twoja głowa na mej nagiej piersi

Twoje piersi w zaciszu mych rąk —

słów szeptanych promienieją fale

i skwitają wśród gwiaździstych łąk.

 

Słowa brzęczą, słowa grają jak pszczoły

ponad nami i dokoła nas —

słońce skrzy się w zenicie, bez ruchu,

a powietrze jest ciężkie jak gaz.

 

Fiolet wyki łasi się pod chabrem,

w czerwień maku powój wlubia biel —

— płatki róży skulonej rozwiera

nienasyciec, miodu żądny trzmiel.

 

Jak ciąg ptaków pomyka błękitem

samolotów warkotliwy klucz —

i lśni iskrą w mgle (podszytej mrokiem)

wpółumarłych, zachodzących ócz.

 

Zapachniały znienacka kasztany,

nozdrza chłoną ostrą, żywą woń —

— lecę w przepaść — szeptają Twe wargi —

o, najmilszy, zratuj, podaj dłoń!

 

Serce zmiera, krwią szalone — dzwoni,

dłoń osłabła — Najmilszy, więc — cóż — ?

— lećmy w przepaść, przepaść zasypaną

kasztanami i płatkami róż —

 

Lećmy, lećmy! — Wonny wir dokoła,

zamieć, kipiel, biel, błękit i pąs —

— jęk wargami na piersi krwią spływa,

biodra ogniem zalewa! Krzyk! rzężenie! ból! wstrząs!

 

O najmilsza! — budzę się z omdlenia

w cieniu sinym Twych jaskółczych brwi —

— zegar wieczne odmierza godziny

rytmem kropel ściekającej krwi —

 

Mija życie z każdą warg pieszczotą,

smakiem śmierci krwi kipiącej szał —

— błogosławiona mądrość przemijania

ukryta w tajemnicach naszych śpiewnych ciał!