Wiersz miłosny Ewy Sonnenberg pod tytułem Rytuał przeżycia czyli jak się zostaje wampirem

Rytuał przeżycia czyli jak się zostaje wampirem

Ścigana niewidzialną sforą much poślizgnęła się

Ścigana oddalającym fenomenem okularów wbiegła

pod samochód bo kocha się tylko umarłych

(i ja ją wtedy pokochałam od pierwszego uderzenia)

Zabawnie przefrunęła nad maską Niejeden kaskader

mógłby pozazdrościć Teatralnie

I było w tym coś z dramatów Szekspira Być może

dosłowność Romeo i Julia tylko że Romeo

nie miał czasu na zakończenia Wyszedł za potrzebą

Pierwsza i ostatnia premiera odbyła się 21 stycznia 1990

we Wrocławiu (miasto na poł.-zach. Polski) na scenie —

ul. Powstańców Śl. o dwunastej dwadzieścia podziwiano

asfalt-matkobrzuch ulicę-szpital drzewa-lekarzy

latarnie-pielęgniarki los-akuszerkę

Urodziła się Poród z drobnymi komplikacjami

Metrykę zastąpił raport milicyjny

Urodziła się na nowo Odnalazła swojego wampira

słodkiego jak tabliczka czekolady Rasowego

z zadartym nosem Zachorowała na anemię

Wampir miał coraz więcej liści Odrzucił wodę

wystarczyła mu ona Wcielił się w ogrodnika

Właściciela 365 róż Obdarzył wszystkie

taką samą miłością Drżał o każdą kroplę czerwieni

Ona śniła szklane klatki skrępowane zachłannym

krwioobiegiem Nie było wyjścia

Wessała go w siebie Podwójnie wampirza odeszła

założyć swój własny ogród A każda róża

prócz czerwieni miała imię