Wiersz miłosny Francisa Jammesa pod tytułem Dom byłby wtedy

Dom byłby wtedy

Dom byłby wtedy pełen róż i os...

W odwieczerz bym nieszpomych dzwonów słyszał głos,

A winne grona barwy przejrzystych kamieni

Zdałyby się spać w słońcu pod powolnym cieniem.

Jakżebym tam cię kochał! Weź, daję ci serce,

Co ma dwadzieścia cztery lat, i me szyderstwo,

I dumę, i mą poezję białych róż...

A przecież nie znam ciebie, a przecież nie ma ciebie!

Wiem tylko, że jeślibyś była na świecie,

Tak jak ja na tej łące pełnej pszczół —

Tobyśmy się ze śmiechem całowali

Pod głębokim listowiem, u źródlanej fali,

Gdy słychać tylko skwarny w słońcu dzień.

Ty miałabyś na uchu leszczynowy cień,

A potem śmiech by ustał i splotły się usta,

I wtedy bym odnalazł w czerwieni twych ust

Smak złocistych winogron, róż kraśnych i os.

Przełożyła
Bronisława Ostrowska