Wiersz miłosny Gabriela Leonarda Kamińskiego pod tytułem Moja nie odbyta sielanka

Moja nie odbyta sielanka

Pierzyny wtopione w biel prześcieradeł

doszczętnie stopniały u wrót wiosny.

Nadzy czuwamy nad zetlałym świtem

zrywając zasłony milczenia z okien.

Na naszą bezsenność nie ma już lekarstwa.

Jeśli wierzyć śladom to pełno w nas

wygasłych ścieżek czasu.

Zapalamy na przemian: zapałki, pochodnie

odkadzając skórę z nieistnienia.

Nasz stos ofiarny już dawno spłonął.

Wróżby tlą się jeszcze pod stopami.

Potem wbiegamy między języki

jagniąt odarci z pocałunków.

Moja nie odbyta sielanka do granic

naszej skóry uleciała przez komin.

Bladzi pod osłoną nocy przemykamy

od kabały do ciuciubabki, mimo to

zeszłoroczny len pokaleczył nam wargi.

Odciskamy usta w zieloności traw

odurzając się miąższem łodyg. Spijamy

końcami języków żywiczny sok.

Ile schodów spada w dół naszych ciał?

15 kwietnia 1985