Wiersz miłosny Geoffreya Chaucera pod tytułem Do Rozamundy

Do Rozamundy

Pani, nadobność twą sławią narody,

Pokąd na mapie krąg ziem opisany,

Boć jako rubin krasne twe jagody,

A oko lśkni się jako krzyształ śklany.

Takąm cię uźrzał, gdyś w ucieszne tany

Ruszała ongi na królewskim dworze:

Był mi twój uśmiech jako maść na rany,

Chociam i nie śnił o więtszym faworze.

 

Odtąd z ócz leję cebry słonej wody,

Przedsię w mym sercu nie najdziesz odmiany:

Głosik twój z lutnią gdy idzie w zawody,

W błogość się nurzam niczym pan nad pany.

A że mi słodki ów dar niespodziany,

Ten ci argument sam sobie położę:

"Szczęściem już wielbić ów skarb miłowany,

Chocia i nie śnić o więtszym faworze".

 

Nie tak, szczupaku, chcesz rzecznej ochłody,

Gdyś galaretą w kuchniej oblewany,

Jako ja pragnę, by ustały szkody,

Od których cierpię nad wszelkie Tristany;

Niech wiecznie Amor opróżnia kołczany —

Niczyje serce jak moje nie gorze:

Czyń jakoć wola, jam twój rab oddany,

Chocia i nie śnię o więtszym faworze.

Przełożył
Stanisław Barańczak