Wiersz miłosny Georga Maurera pod tytułem Afrodyta w kuźni Hefajstosa

Afrodyta w kuźni Hefajstosa

Afrodyta w kuźni Hefajstosa —

Płonącymi oczy

wodzi czeladź kowala

za jego żoną. Oprowadza ją ów

po swej ogromnej kuźni.

Przenosi delikatną stopę Afrodyta

nad żelaznym wałem.

Niczym nieosłonięta kroczy

wśród półnagich mężczyzn

o lśniących sadzą ramionach.

Przed grzmiącym młotem

staje. Łuna kowadła zagnieżdża się

na jej piersiach.

Ze śmiechem wskazuje czeladnik na wiotką lilię

pleców młodej pani: pięciopromiennie czerni je

smolny odcisk pieszczotliwej dłoni jej małżonka.

Wśród dźwigów i łańcuchów chce znać Afrodyta,

kręgiem czeladników otoczona,

przeznaczenie kół zębatych

i warczącej taśmy — i oto za sprawą promiennej niewiasty

pracę mężczyzn rozświetla

blask dotąd nieznany.

Nieskorym do mówienia słowa

same wbiegają na posłuszny język

i niejednemu, który serca dotąd

nie poczuł

w rozłożystej piersi,

budzi się nagle gołąb

w jego zakopconej klatce.

Każdy przed nią staje się herosem —

zdolnym z niesłychaną siłą

nieść żelazne progi

na lśniącym grzbiecie

lekko niczym most trzcinowy,

słać je pod stopy żony

swego mistrza. Jak cud widomy stoi

pośród tego grona

jej słodkie ciało, podobne amforze.

Ku powale skrycie zerka jej małżonek.

Sieć tam wisi kunsztownie pleciona,

sprytny wymysł

kowalego mózgu,

jak pochwycić w przyszłości cudzołożną żonę.

Śmiejąc się spoziera Afrodyta

z odkrytą piersią na to dzieło, mierząc

błyszczącym wzrokiem

długość i szerokość —

śmieją się czeladnicy śród

iskrzących ogni.

Przełożył
Jacek St. Buras