Ej, przynieś nam, saki, wina
Hafiz
Ej, przynieś nam, saki, wina,
przynieś, napełnij czarki;
myślałem, że miłość jest łatwa,
niestety, wikłają się sprawy.
Teraz, gdy powiew poranny
burzy warkocze piżmowe,
jakżeż od mrocznych twych splotów
krew uderza nam w serca!
Jakże nie skłonić głowy
w gospodzie mojej miłości,
gdy dzwonki na szyjach wielbłądów
wzywają wciąż do odjazdu.
Splam winem swój modlitewnik,
kiedy ci powie mistrz magów,
iżby wędrowiec znał dobrze
i drogę, i prawa zajazdu.
Noc ciemna, strach przed falami
i wiry tak przeraźliwe —
cóż wiedzą o moim losie
beztroscy mieszkańcy brzegów.
Każdy mój czyn samowolny
sprowadzał mi w końcu niesławę;
lecz jakże to kryć w tajemnicy,
z czego radują się tłumy?
Gdy chcesz, by była przy tobie,
nie odchodź od niej, Hafizie;
gdy widzisz jej twarz ukochaną
pozostaw świat jego sprawom.
Przełożył
Władysław Dulęba