Wiersz miłosny Hafiza (Hafeza) pod tytułem Na ogród wyszedłem o świcie

Na ogród wyszedłem o świcie

Na ogród wyszedłem o świcie,

by zerwać jeden kwiat róży,

nagłe do uszu mych dotarł

gwałtowny płacz słowika.

 

Biedak, jak ja, do rozpaczy

zwiedziony miłością róży,

na łąkę teraz wyrzuca

skargi, szlochanie i łkanie.

 

Nieraz potem wracałem

na ten ogród, na łąkę,

przypatrywałem się róży,

słuchałem słowiczych pieśni.

 

Róża w przyjaźni z urodą,

słowik w przymierzu z miłością —

nie znajdziesz w niej wierności,

w nim nie zobaczysz zmiany.

 

Kiedy pojąłem w sercu

głos tych słowiczych narzekań,

wiedziałem, że nie udźwignę

ciężaru tej wielkiej żałości.

 

Ileż to róż co roku

zakwita w tym ogrodzie!

Lecz nikt nie zerwał róży

nie kaleczącej cierniami.

 

Hafizie, porzuć nadzieję

na łaskę obrotów nieba —

tysięcy krzywd od nich zaznasz

i ani jednej pociechy.

Przełożył
Władysław Dulęba