Obudź się, saki, przynieś
Hafiz
Obudź się, saki, przynieś
dzban czerwonego wina;
popiołem we włosach uczyń
smutki wszelkiego czasu.
Postaw mi czarkę na dłoni,
ażebym wydobył z piersi
tę moją wielką biedę
o barwie czystego błękitu.
Choć ludzie rozumni najczęściej
ze złą spotykają się sławą,
ja ani hańby nie chcę,
ani dobrego imienia.
Przynieś wina, to wszystko
wiatr zwodniczy rozwieje,
szary popiół przyprószy
puste, zwiedzione głowy.
Gryzący dym westchnienia
z mojej płonącej piersi
spalił już tych niestałych,
niedowarzonych i zimnych.
Nie widzę takich przyjaciół
— wśród wielkich ani wśród małych
którym by można powierzyć
sekrety czystej miłości.
Rozkoszą jest każde wspomnienie
o tej kojącej serce,
która sercu mojemu
odjęła wszelki spokój.
Nigdy już więcej nie spojrzy
na bujny cyprys w ogrodzie,
kto widział kiedyś ten cyprys
o jakże srebrzystej kibici.
Znoś cierpliwie, Hafizie,
przekleństwa dnia i nocy —
kiedyś nawet i tobie
ziści się czas upragniony.
Przełożył
Władysław Dulęba