Przyszła wczoraj wieczorem
Hafiz
Przyszła wczoraj wieczorem
i moja twarz zapłonęła.
O, jak bardzo płonęło
moje znękane serce!
Czar, co zabija miłością
i kruchość, co burzy miasto,
oto stosowne przybranie,
skrojone do jej postaci.
Poznały dusze ziarenko
ruty na jej policzku,
dlatego ogień trawił
twarze tych, co kochali.
Chociaż mi powiadała:
Zabiję twą żałość, widziałem,
że jej tajemnica rozmyślnie
paliła moje serce.
Bezbożne sploty jej włosów
godziły w drogę mej wiary,
a ona idąc, paliła
przed sobą pochodnię mej twarzy.
Serce moc krwi przelało,
a oczy łez nie wstrzymały;
o Boże, kto to zrujnował,
kto złupił moje miasto?
Nie sprzedawaj kochanej
światu, niewiele zyskał
ten, który sprzedał Józefa
za sfałszowane złoto.
Mówiła, dobrze mówiła:
Idź, spal te łachmany, Hafizie;
o Panie, od kogo się ona
uczyła tej wiedzy o sercu?
Przełożył
Władysław Dulęba