Wiersz miłosny Hafiza (Hafeza) pod tytułem Turczynka cudowna jak peri

Turczynka cudowna jak peri

Turczynka cudowna jak peri,

która odeszła mnie wczoraj,

cóż to mi za złe miała,

że tak mi złem odpłaciła?

 

Odkąd zniknęły mi z oczu

te oczy, co świat mój widziały,

nikogo nie ma na świecie,

kto wejrzałby w moje sprawy.

 

Nie przeszedł wczoraj na świecę

płomień mojego serca,

dym, który gryzie me wnętrze,

przeszedł do mojej głowy.

 

Tu, z dala od twojej twarzy

z oczu moich raz po raz

płynęły powodzie łez

po przejściu burzy nieszczęścia.

 

Upadłem z nóg, bez siły,

trawiony udręką rozłąki —

pozostać mi już w tej boleści,

gdy każdy lek jest zawodny.

 

Mówiło serce: Możesz

jeszcze ją zjednać błaganiem.

Wiek cały — mówię — spędzam

już tylko na błaganiu.

 

Po cóż mi szata pielgrzymia,

gdy Mekka nie z tamtej jest strony,

po co wytężać siły,

gdy Marwa straciła swe blaski.

 

Powiedział lekarz ze smutkiem,

kiedy zobaczył mnie wczoraj:

Niestety, boleści twojej

nie widzę w księdze mych leków.

 

O przyjdź, ukochana, pospiesz

zapytać o losy Hafiza,

zanim usłyszysz odpowiedź,

że odszedł do domu nicości.

Przełożył
Władysław Dulęba