Wiersz miłosny Hansa Magnusa Enzensbergera pod tytułem Larysa

Larysa

I

Tu na wielkim końskim targu

jurne śpiewki klarnetowe

Sprzedaż dzwonków i namioty

bez liku cygańskich kobiet

A na rożnie jagnię kręcą

smagłe niedomyte dzieci

 

Tam: Gdzie dymi węgiel drzewny

zobaczyłem ciebie.

 

II

Czerwień wieczornego słońca

już w miedzianym kotle lśni

W garnku szepczą oberżyny

na ruszcie skwierczenie ryb

Dobrze siedzieć jest na żwirze

gdy szeleszczą liście wierzb

 

Tam: Nad rzeką na kamieniach

pochwyciłem ciebie.

 

III

Noce chłodne: Oni chrapią

w zadymionych błądząc snach

Tak pod niebem? Gospodarze

już wspierają ciężko brody

przymykają sennie oczy

czarne niebo i ugory

 

Tam: Jesieni młodej słomę

rozdzielaliśmy.

 

IV

Świtem słoma w uszach włosach

już opary pełzną rżyskiem

Krzyczą ptaki jak szalone

ciemna rzeka w rozlewiskach

Jak się zowie? Tego nie wiem

wcale tego wiedzieć nie chcę

 

Tam: W zielonym zimnym lustrze

raz ostatni cię widziałem.

 

V

Lustro w lód się zamieniło

naszą słomę rozkradł wiatr

i wystygły już ogniska.

Tam: nad brzegiem idzie pop

twardą laską stuka w kamień

który miłość naszą znał.

 

Stuka: słucha głupim uchem.

Dobrze: że nie jestem popem.

Przełożył
Grzegorz Prokop