nam ślubu".

Innym czynnikiem, który zmienił nastawienie Bernarda do Char-lotty, była poprawa jego sytuacji materialnej. Sztuka "Uczeń diabła" (The Denis Disciple) cieszyła się długi czas powodzeniem w Nowym Jorku, przynosząc mu znaczne dochody, i dawała nadzieję na dalsze zyski. Charlotte nie musiała go zatem utrzymywać; sam był w stanie na siebie zarobić. Ich układ dotyczący pieniędzy był wybitnie racjonalny. Pokrywali wspólnie wydatki związane z utrzymaniem i prowadzeniem domu, ale Charlotte sama nadal rozporządzała swymi funduszami; nie zamierzała zrezygnować ze stylu życia, do jakiego przywykła i jaki jej odpowiadał. Jedyny problem stanowił jej nieprzeparty pociąg do podróży, w związku z czym ciągała go ze sobą po całym świecie: od Niemiec aż do Australii, pod wątpliwym pretekstem, że od czasu do czasu należy mu się wypoczynek. Shaw nie cierpiał podróży, ponieważ odrywały go od pisania, ale w późniejszym okresie życia również w nich zasmakował.

Jako żona była Bernardowi raczej pomocą niż przeszkodą w twórczości. Nauczyła się pisać na maszynie, aby jego rękopisy były bardziej czytelne, i zajmowała się coraz obfitszą korespondencją. Przez pierwsze dziewięć lat była bezpłatną sekretarką, a także pielęgniarką i panią domu. Potem, kiedy jej obowiązki przeszły w ręce płatnych sekretarek, wzięła na siebie sprawy wspólnych finansów. Wspaniale prowadziła dom, uświetniając swe przyjęcia obecnością wielu wybitnych artystów i pisarzy, takich jak Auguste Rodin i Mark Twain. Nabrała również wprawy w pozbywaniu się niepożądanych i czas zabierających gości. Bernard wysoko cenił krytykę Charlotty dotyczącą jego twórczości, co znalazło wyraz zwłaszcza w dwóch sztukach pt.: "Lekarz na rozdrożu" (The Doctor's Dilemma) i "Święta Joanna" (Saint Joan).

Czy skonsumowali kiedykolwiek swoje małżeństwo - pozostanie ich tajemnicą. Nie mieli dzieci. Jako kobieta po czterdziestce obawiała się macierzyństwa, a on jako mężczyzna o słabym popędzie seksualnym, ostentacyjnie wyrażający swą pogardę dla fizycznej miłości, przypuszczalnie pod tym względem miał już za sobą najlepsze lata. W każdym razie nie okazywali w stosunku do siebie szczególnie namiętnych uczuć i było widoczne, że jest to raczej małżeństwo z rozsądku, ale niewątpliwie związek dwojga ludzi szczerze sobie oddanych i dbających o dobro partnera. Była troskliwą pielęgniarką i wierną towarzyszką życia. A kiedy sama zaczęła cierpieć z powodu zadawnionego reumatyzmu, on opiekował się nią z największą czułością. Dobrze się również czuli we własnym towarzystwie.

Inne kobiety w jego życiu nie stanowiły większego zagrożenia dla Charlotty, z jednym wyjątkiem. W 1912 roku przeżył osławiony romans z panią Patrick Campbell, intrygującą aktorką, która stała się prototypem kwiaciarki z jego "Pigmaliona". O romansie mówiło całe miasto i to prawdopodobnie, być może podświadomie, było głównym celem Shawa. Inspirował go również do bezustannego pisania o miłości, bez przejawiania aktywności w tej dziedzinie. Jeden z jego listów napisanych w okresie, kiedy to pani Patrick odmówiła widywania się z nim przez kilka dni, stanowi próbkę jego rozgorączkowanej prozy: "Pragnę mojej zabawki, którą następnie rzucam do kąta. Pragnę swojej Matki Dziewicy królującej na niebieskim tronie i swojej włoskiej wieśniaczki. Chcę łobuzowatego kumpla moich włóczęg. Pragnę mej czarnej pani i swego anioła kusiciela. Chcę mej Frei z jabłkami i zapalniczki do swych siedmiu lamp piękna, honoru, śmiechu, muzyki, miłości, życia i nieśmiertelności. Pragnę swego natchnienia, swej fantazji, swego szczęścia, swego bóstwa, swego szaleństwa, swego samolubstwa, swego ostatecznego uświęcenia i rozsądku, swego przemienienia i oczyszczenia, swej morskiej latarni i palmy na pustyni, swego tonącego w pięknych kwiatach ogrodu, swego miliona nienazwanych radości, swego dziennego dorobku i sennego marzenia, swego kochania i swojej gwiazdy". Kiedy jednak przychodził z wizytą, nigdy nie trwała ona tak długo, by spóźnić się na kolację z Charlottą.

Mimo że romans był prawie na pewno niczym innym jak tylko stroszeniem kogucich piór i chociaż Bernard udawał przed sobą i innymi, że Charlotte jest nim ogromnie ubawiona, dotknął ją boleśnie. Rozgoryczona zaczęła szukać pociechy w religii; zainteresowała się mistycyzmem i duchowymi nauczycielami w rodzaju guru. Odznaczała się jednak pragmatyzmem i we wrześniu 1919 roku odbyła w towarzystwie Bernarda podróż do Europy, o której donosił w liście do pani Pat: "Zrobiła mi dwie straszne sceny, podczas których nie zostawiła na mnie suchej nitki, atakując moje osiągnięcia i mój charakter z taką zajadłością, że Sinobrody przy mnie byłby prawie aniołem. I kiedy wydawało się, że pozostaje już tylko popełnić morderstwo lub samobójstwo - nagle, jakimś cudem odzyskała swoją intelektualną równowagę, swoją zwykłą trzeźwość umysłu i swoją słodycz. I znowu (po blisko dwóch latach) przemieniła się w szczęśliwą małżonkę beztroskiego lekkoducha... Ulga jest ogromna. Jestem tak piekielnie wytrzymały, że zazwyczaj nie