Eleonora Roosevelt
i Franklin Delano Roosevelt

"Kuzynka Eleonora jest bardzo inteligentna" - miał się podobno wyrazić osiemnastoletni Franklin Roosevelt do swojej matki.

Kuzynka Eleonora na szczęście nie słyszała tej uwagi. Biedaczka i tak już dostatecznie cierpiała z powodu kompleksu niższości; wydawała się sobie niezgrabna, niepozorna, nieatrakcyjna i mało seksowna. Ale Franklin był odmiennego zdania; doceniał nie tylko jej intelekt, ale także serce i całą resztę.

Dla Eleonory, gdy go poznała, był swawolnym, tryskającym radością życia greckim bogiem. A jego - jak pisał do swojej matki - myśl, że może kochać i być kochanym przez kogoś takiego jak Eleonora, wprawia w stan uniesienia.

Trzeba było rzeczywiście wielkiej miłości, aby przełamać opór jego matki. Ojciec Franklina zmarł, kiedy syn był na pierwszym roku college'u i czterdziestosześcioletnia Sara Delano Roosevelt przelała całą miłość na swe jedyne dziecko. Nie był on zresztą wcale - przekonywała go - Rooseveltem, tylko Delano. Starała się mieć go ciągle przy sobie i gotowa była spełniać wszystkie zachcianki, wyjąwszy chęci wyrwania się spod jej opiekuńczych skrzydeł. Oświadczenie pod koniec 1903 roku, kiedy miał dwadzieścia jeden lat, że zaręczył się z Eleonorą, mającą lat dziewiętnaście, wstrząsnęło Sarą nie mniej niż "Deklaracja niepodległości" z roku 1776.

Eleonora przecież była z domu tylko Roosevelt i to na dodatek sierotą; straciła rodziców, kiedy była jeszcze dzieckiem. Jej ojciec i wujowie, mimo dobrego pochodzenia, byli alkoholikami. Franklin mógł dokonać znacznie lepszego wyboru. Właściwie to zrobiłby najlepiej, gdyby spędził życie w Hyde Parku i Campobello u boku swej kochającej matki. "Jesteście jeszcze tacy młodzi" - powiedziała, kiedy odwiedzili ją w Nowym Jorku. Na przykład jej ukochany ojciec ożenił się dopiero w wieku trzydziestu trzech lat, kiedy był już ustabilizowany materialnie. (Nie wspomniała, że ona, jako dwudziestosześcioletnia dziewczyna, poślubiła wbrew woli swego ojca Jamesa Roosevelta, który miał wówczas pięćdziesiąt dwa lata.) "Czy kochają się aż tak mocno, że nie są w stanie dłużej czekać?" Z trudem ukryła rozczarowanie, gdy usłyszała zdecydowane "tak". "A więc dobrze - odparła - czy mogą zatem poczekać jeszcze rok, do stycznia 1905 roku, utrzymując w tym czasie swoje zaręczyny w tajemnicy?" Zgodzili się niechętnie.

"To doprawdy pech - skomentował później jeden z krewnych - że Eleonorze, mającej za sobą takie nieszczęśliwe dzieciństwo, przypadła w udziale właśnie taka teściowa".

Ale Eleonora kochała Franklina tak mocno, że mogła objąć miłością także i jego matkę. Z całych sił starała się pozyskać jej względy zapewniając Sarę, że "nie tylko nie traci syna, ale jeszcze zyskuje córkę", chociaż nabytek nie był zbytnio pożądany. Wkrótce po tej rozmowie Sara czym prędzej zabrała Franklina i wyjechała z nim na pięciotygod-niową zimową wycieczkę na Wyspy Karaibskie. Po ich powrocie Eleonora poprosiła Franklina, aby starał się matkę przekonać, że nie jest to jej ostatnia wspólna wycieczka z synem; w przyszłości będą podróżować we trójkę. Tymczasem Sara usilnie zabiegała u amerykańskiego ambasadora w Anglii, który przyjechał do Stanów na konsultacje z prezydentem Theodorem Rooseveltem, aby zatrudnił Franklina w Londynie w charakterze sekretarza. Wysiłki okazały się daremne - ambasador miał już sekretarza i Sarze nie pozostało nic innego, jak się poddać.

Pokonana potrafiła okazać wielkoduszność. Oddała nowożeńcom Hyde Park na przedwstępny miodowy miesiąc, a sama przeniosła się do siostry. Jest dla niej - pisała w liście do syna i synowej -"prawdziwą przyjemnością móc zwracać się do was jednocześnie i myśleć o tym, jacy musicie być teraz szczęśliwi w Hyde Parku, tam, gdzie i moje szczęście wzięło początek". Nie było w tym hipokryzji. W ich noc poślubną skreśliła na kartce swego pamiętnika: "Franklin jest spokojny i szczęśliwy. Eleonora tak samo". Eleonora odwdzięczała jej się z nawiązką. Po zakończeniu roku akademickiego na Uniwersytecie Columbia, gdzie Franklin studiował prawo, młoda para wyjechała na piętnastotygodniowy okres miodowy do Europy, skąd nadsyłali jej częste i długie listy. Kogoś, kto nie znał jej stosunków z Sarą, listy Eleonory mogą razić wylewną egzaltacją. Ale ona prawdopodobnie sądziła, że niezależnie od tego, jak bardzo będzie wdzięczyć się do Sary, ta i tak będzie uważała, że jej się to słusznie należy. (Listy Eleonory charakteryzowały się niezwykłą wylewnością.)

Podróż - przez Anglię, Francję, Włochy i Niemcy - była dla nowożeńców radosną przygodą, chociaż fizyczne współżycie stanowiło dla Eleonory niemiłą konieczność, do której społeczeństwo nie mogące się otrząsnąć "z wiktoriańskiego kaca" zupełnie nie potrafiło jej przygotować. Wśród dobrze