stosu pacierzowego, powodując przejściowy paraliż.

Zamówiono wykwalifikowaną pielęgniarkę z Nowego Jorku, ale zanim przybyła na miejsce, minął jakiś czas. Eleonora wstawiła kozetkę do pokoju Franklina i przez następne dwa tygodnie pielęgnowała go dzień i noc, pozwalając sobie jedynie na krótkie drzemki. Czuwała z taką czułością i oddaniem, że opiekujący się nim lekarz nazwał ją później w liście do Franklina "jedną z moich bohaterek". Dzielna postawa Franklina w chorobie była również godna podziwu. Ale tylko Eleonora wiedziała, ile trudu ją kosztuje walka z częstymi napadami bezdennej rozpaczy męża. Do stałych i często dotkliwych cierpień dołączało się również zwątpienie, czy zdoła się z tej choroby wydźwig-nąć, zwłaszcza wówczas, gdy ostatecznie postawiono diagnozę: polio-myelitis. Dochodziło do tego zażenowanie rodzajem schorzenia, ponieważ polio uchodziło za chorobę wieku dziecięcego. Swym lekarzom i gościom ukazywał pogodną i spokojną twarz. Tylko Eleonora widywała go krańcowo załamanego.

Rozumiała te czarne nastroje, nie mogła jednak dopuścić, by melancholia owładnęła nim całkowicie. Wbrew uporczywym protestom Sary, ale przy ofiarnej pomocy oddanego Louisa Howe'a, Eleonorze udało się podtrzymać męża na duchu i przekonać go, że nie wszystko jest stracone. Po przyjeździe pielęgniarki wraz z Howe'em (który przeniósł się na Campobello) zajęła się jego stanem psychicznym. Starali się oderwać myśli Franklina od choroby, roztaczając przed nim perspektywy dalszej pracy i określając zadania do realizacji w przyszłości. Stała się jego sekretarką, aranżowała wizyty przyjaciół; delikatnie też dawała im do zrozumienia, że należy wyjść, gdy widziała oznaki zmęczenia. Organizowała wyjazdy do Bostonu i Nowego Jorku na leczenie oraz zarządzała wielkim i skomplikowanym gospodarstwem domowym. Poświęciła się bez reszty jego zdrowiu fizycznemu i psychicznemu, jego sprawom i jego przyszłości.

Była twarda i wytrzymała podobnie jak on. Franklin powoli, z trudem zaczął odzyskiwać władzę nad swoim ciałem. Mógł poruszać rękami, ramionami i korpusem, a po pewnym czasie także nogami, chociaż już nigdy nie mógł utrzymać się na nich o własnych siłach. Dzięki ćwiczeniom miał taką siłę w ramionach i górnej części tułowia, że gdy trzeba było, mógł poruszać się po pokoju z zadziwiającą zwinnością. W kwietniu 1922 roku zaczął nawet trochę chodzić z nogami w szynach i o kulach. I w takim stanie udało mu się latem 1924 roku stanąć przed delegatami na Ogólnokrajową Konwencję Partii Demokratycznej i wysunąć kandydaturę Ala Smitha na prezydenta Stanów Zjednoczonych. W podobnym stanie, ale już z lepszym skutkiem, w 1928 roku został wybrany gubernatorem Nowego Jorku. W tych wszystkich poczynaniach jego prawdziwą podporą były nie tyle szyny i kule, co Eleonora.

W dwadzieścia lat później, po śmierci Franklina, gdy się dowiedziała, że Lucy, obecna pani Rutherford, znajdowała się w najbliższym otoczeniu prezydenta w Warm Springs, gdzie zakończył życie, powiedziała przyjaciołom, że jej miłość do niego umarła z chwilą odkrycia tego romansu. Dbałość o męża wynikała wyłącznie z pobudek wyższego rzędu jako dowód szacunku dla ideałów, jakie wyznawał, oraz dla jego zdolności przywódczych.

Może tak było rzeczywiście. Ale potem w autobiografii napisała, że kiedy poznała Franklina, zapałała do niego wielkim i gorącym uczuciem, dopiero jednak po wielu latach zrozumiała, co znaczy naprawdę kochać.