Elżbieta I i Robert Dudley

Najpierw i przede wszystkim czuła się królową Anglii. Była wręcz samą Anglią. Żaden z popierających ją możnowładców w królestwie nie cieszył się taką popularnością wśród narodu jak ona; żaden też nie odznaczał się ambicjami, które sięgałyby dalej niż jego własne partykularne interesy. Elżbieta to przede wszystkim polityk, dopiero potem kobieta. I jeśli dla osiągnięcia swych celów mogła posłużyć się swoim zalotnym kobiecym czarem, robiła to bez skrupułów. Przez czterdzieści pięć lat swego panowania dokonywała bezustannych uników, aby wykręcić się od małżeństwa. Posłów zachwalających jej książęcych zalotników z zagranicy zwodziła argumentami, że obowiązkiem jej jest poślubić rodaka, a angielskich kandydatów odrzucała, tłumacząc, że jako królowa powinna oddać swą rękę księciu obcej krwi.

Niemniej była kobietą w całym tego słowa znaczeniu, i to kobietą, która znała się na mężczyznach. Przystojna, zgrabna, pełna gracji, wykształcona, inteligentna, bystra i dowcipna, nie stroniła od flirtów i w swym męskim otoczeniu mile widziała podobne zalety. Podczas długiego panowania obdarzała zainteresowaniem takich dostojników, jak: Thomas Seymour, admirał floty, Robert Dudley, hrabia Leicester, sir William Pickering, sir Christopher Hatton, Françoise, książę Alen-con, sir William Raleigh, i oczywiście Robert Devereaux, hrabia Essex - uwieczniony w biografii Lyttona Stracheya i sztuce Maxwella Andersona - nie mówiąc już o innych, mniej świetnych adoratorach. Jak daleko posuwała się w swych flirtach, historia nie podaje. W owym czasie opinie o niej oscylowały między królową dziewicą a królewską nimfomanką. Zachowane raporty obcych ambasadorów do swoich rządów zawierają zarówno plotki na temat jej niewłaściwego zachowania ("hrabia odwiedza ją regularnie w komnacie"), jak i bardziej pozytywne oceny, oparte na gruntowniejszej analizie faktów. Ona sama pewnego razu zaprotestowała z oburzeniem, gdy jedna z dworek zwróciła jej uwagę, iż zachowuje się nieodpowiednio do swej pozycji. Wszystkie flirty toczą się na oczach jej świty - oświadczyła - tak, iż niemożliwością jest, aby jakikolwiek głębszy romans uszedł uwagi jej dworaków. Co więcej - dodała - nikomu się nie uda zaskoczyć ją w niedwuznacznej sytuacji z mężczyzną. I nikt nigdy jej nie zaskoczył. W każdym razie nikt z postronnych.

Człowiekiem, któremu była najbardziej skłonna ofiarować swoje serce, a nawet coś więcej, był Robert Dudley. Ich miłość, mimo różnych przeciwności, przetrwała ponad trzydzieści lat. Zrodziła się prawdopodobnie w Londynie w więzieniu w Tower, którego wiosną 1554 roku oboje byli przymusowymi lokatorami. Młody Dudley, posłuszny syn księcia Northumberland, został wmieszany przez swego ambitnego ojca w spisek przeciwko starszej przyrodniej siostrze Elżbiety, królowej Marii, co skończyło się osadzeniem go w Tower. Dwunastoletnia Elżbieta, mimo iż nie miała nic wspólnego z żadnym spiskiem, stanowiła potencjalny oręż w rękach niezadowolonych grup społeczeństwa, zwłaszcza protestantów przeciwstawiających się rządom wojującej katoliczki Marii. Kłopotliwe kociątko musiało zatem trafić na jakiś czas do klatki. Tower jednakże nie okazało się dobrym rozwiązaniem ani dla Marii, ani dla Elżbiety, która z tego powodu powszechnie uchodziła za ofiarę. W krótkim czasie księżniczkę przeniesiono do niewielkiego, mocno podniszczonego pałacu i tam trzymano pod strażą. Roberta również uwolniono. Przedtem działał z rozkazu swego apodyktycznego ojca, teraz z własnej już woli, bardziej odpowiedzialnie, zaczął służyć Marii. Postępowanie Elżbiety było podobne, przynajmniej na pozór. Mogła sobie spokojnie pozwolić na czekanie, nawet uległe. Maria miała już ponad czterdziestkę, była krucha i słabowitego zdrowia, a ponadto cierpiała na urojone ciąże. Bardziej było prawdopodobne, że najpierw sama zakończy życie, niż da początek nowemu istnieniu. W razie jej bezpotomnej i niezbyt odległej, jak przewidywano, śmierci, Elżbieta miałaby szansę zostać królową. Kiedy Maria sprowadziła ją do siebie do pałacu w Hampton Court, zachowanie następczyni tronu uległo znacznej zmianie na korzyść, zwłaszcza w stosunku do Filipa Hiszpańskiego, małżonka Marii, młodszego od niej o jedenaście lat. Zarówno Elżbieta, jak i Filip odznaczali się niezwykłym instynktem politycznym. Dobrze wiedzieli, jaką wagę dla nich jako przyszłych władców będą miały wzajemne przyjazne stosunki. Kiedy Filip latem 1555 roku opuszczał Anglię i wracał do Hiszpanii gorzko zawiedziony, że próby Marii uczynienia go królem spaliły na panewce - zostawił ścisłe rozkazy, by Elżbietę traktowano z należnymi jej względami.

Jeszcze za życia Marii, która zmarła w 1558 roku, Elżbieta uświadomiła sobie, że polityka nie jest jej jedyną pasją. Zakochała się po uszy - i nie beznadziejnie - w przystojnym, energicznym Robercie Dudleyu, który cieszył się uzasadnioną sławą dzielnego oficera i zręcznego dworaka. Odwzajemniał jej uczucie, chociaż nigdy nie dorównał Elżbiecie w umiejętności