oddzielenia życia osobistego od polityki. Dla niej był bardzo szczodry: gdy zaszła potrzeba, sprzedał nawet część swej najlepszej ziemi, aby wspomóc ją finansowo. Kiedy została królową, jednym z jej pierwszych aktów było mianowanie go swym koniuszym. Stanowisko to dzierżył przez trzydzieści lat; Elżbieta uwielbiała jazdę konną. Fakt, że był żonaty, Elżbieta uważała za rzecz korzystną, ponieważ miała dobry pretekst, by nie wiązać się z nim małżeństwem.

Pewnego dnia, we wrześniu 1560 roku, żona Dudleya, spadając z wysokich schodów w ich domu, złamała szyję i zmarła. W londyńskim kotle natychmiast zawrzało od plotek i posądzeń o żonobójstwo. Najbliższe jednak prawdy było przypuszczenie, że powodem wypadku był rak toczący od lat kości nieszczęsnej kobiety. Jej śmierć pozwoliła Robertowi przystąpić do realizacji swych ambitnych politycznych planów, z samą Elżbietą włącznie. Królowa stanęła przed niełatwym dylematem, jak odrzucić oświadczyny, a jednocześnie zatrzymać ukochanego przy sobie. Mimo walorów świetnego tancerza i urokliwego amanta miała wątpliwości co do jego przymiotów jako męża, zwłaszcza takiego, któremu marzy się królewska korona.

Niepohamowane dążenia Roberta natknęły się na ścianę niewzruszonego oporu. Jego zaciekła walka o podwójną stawkę przybierała różne odcienie: od wielkości, kiedy fachowo negocjował warunki sojuszu z Hiszpanią, do rozbrajającej frywolności, kiedy podczas uczty mówił Elżbiecie, że obecny na niej biskup tylko czeka, aby związać stułą ich ręce. Elżbiecie ta szermierka sprawiała widoczną przyjemność, ale nigdy nie dała się ponieść uczuciu tak, by stracić kontrolę nad sobą. Kiedy zakochana kobieta zaczynała brać w niej górę nad królową, ta ostatnia natychmiast przywoływała ją do porządku, i Robert przegrywał kolejną rundę. Nadal chętnie przebywała w jego towarzystwie, obsypywała go królewskimi łaskami, pozwalała na postępki zabronione innym. W 1564 roku nadała mu godność hrabiego Leicester. Ale nie zrobiła go królem.

Czasami zuchwały hrabia, bazując na swej uprzywilejowanej pozycji, dopuszczał się daleko idących wykroczeń przeciwko dworskiej etykiecie, co spotykało się z zasłużoną odprawą. Pewnego razu jeden z członków jego świty udał się do prywatnych apartamentów królowej, aby prosić o audiencję, ale kamerdyner zatrzymał go u drzwi. Dudley natychmiast pospieszył tam osobiście, władczym gestem odsuwając na bok lokaja. Ten jednakże uprzedził go i pierwszy wbiegł do komnaty królowej. Padłszy przed nią na kolana, spytał chytrze z wyraźnym zamiarem sprowokowania jej królewskiego gniewu:

- Proszę mi powiedzieć, kto tu nosi koronę: hrabia Leicester czy Wasza Królewska Mość? Reakcja władczyni przygięła Roberta do ziemi.

- Nie szczędzę ci swej życzliwości - oświadczyła - ale nie wolno ci pomijać innych osób. Tu jest tylko jedna władczyni i nie ma innego władcy.

Upokorzony Robert przez jakiś czas po tym wydarzeniu (według relacji kronikarzy) zachowywał się z wzorową pokorą. Elżbieta rada była jak najszybciej rozładować napięcie i w krótkim czasie miłosna zgoda znów powróciła między nimi.

I tak się to ciągnęło: raz dobrze, raz źle. Jesienią 1565 roku Elżbieta uległa urokowi młodego, szczególnie ujmującego, barczystego dworzanina. Ich flirt tak zdenerwował Roberta, iż w odruchu zemsty nawiązał romans z ponętną damą dworu, mężatką, nazwiskiem Lettice Knollys. Lettice pozytywnie zareagowała na zaloty i teraz z kolei Elżbieta zieleniała z zazdrości. Ale obopólne dąsy, przeplatane wybuchami gniewu i wzajemnych pretensji, nie trwały długo. Niebawem niepoprawna para ponownie podjęła swą nie kończącą się miłosną grę. I nadzieje Roberta odżywały z nową siłą.

Minęło kolejnych dwanaście burzliwych lat i Robert zrozumiał wreszcie, że nie ma już na co liczyć. Latem 1579 roku Elżbieta się dowiedziała, że ubiegłej jesieni poślubił w tajemnicy owdowiałą Lettice. Nieodrodna córka swego ojca zamierzała początkowo zamknąć go za to oszustwo w Tower, ale poczucie prawa ostatecznie wzięło w niej górę; kara ograniczyła się jedynie do tymczasowego domowego aresztu oraz zakazu wstępu na dwór.

Nie na długo jednak. Nie była w stanie obyć się bez jego towarzystwa. Ponownie przywróciła go do swoich łask i to tak dalece, że John Lyly w swej sztuce "Endymion" w 1585 roku w aluzyjnie potraktowanej postaci jednego z bohaterów przedstawił go jako kochanka królowej.

Dudley umierając w 1588 roku zostawił wielką fortunę, którą jej głównie zawdzięczał. Wiadomość o śmierci Roberta wprawiła Elżbietę w rozpacz. Nie zdołała jej złagodzić nawet wiadomość o słynnym zwycięstwie nad hiszpańską armadą. Zamknęła się w swej komnacie i płakała tak długo, aż zaniepokojeni dworzanie przemocą wdarli się do pokoju. Piętnaście lat później znaleziono wśród osobistych pamiątek Elżbiety czułą karteczkę od Roberta, na której widniał skreślony jej drżącą ręką napis: "Jego ostatni list".