umrzeć. Oboje z Emmą czuwali przy jego łożu, aż wydał ostatnie tchnienie, po czym Nelson dyskretnie zamieszkał w pobliskim hotelu, zostawiając ją pod opieką krewniaczki. Prawie natychmiast po pogrzebie został ponownie wezwany na morze, z którego odwołano go dopiero w sierpniu 1805 roku.

Ten urlop był dla Nelsona prawdziwą idyllą; pławił się w szczęściu, jakie dawała mu codzienna obecność kobiety i dziecka, które kochał nade wszystko. Ale taki stan również nie trwał długo. Przez prawie dwa lata Nelson ścigał francuską flotę, usiłując zmusić ją do przyjęcia walki, i oto teraz nadarzyła się okazja, aby zaskoczyć ją u wybrzeży Hiszpanii, koło przylądka Trafalgar. Pragnął spokoju domowego zacisza, ale poczucie obowiązku oraz podniecająca perspektywa rozstrzygającej bitwy przeciwko odwiecznemu wrogowi były silniejsze. Spotkanie pod Trafalgarem było ostatnią bitwą i to nie tylko dla francuskiej floty - również dla niego. Kiedy wiadomość o jego śmierci dotarła do Emmy, krzyknęła przejmująco i padła zemdlona.

Trudno jest nie wspomnieć o końcowym akcie tego dramatu. Jako lady Hamilton Emma nigdy nie musiała liczyć się z pieniędzmi, zawsze miała dość środków do życia. Ale od czasu kupna domu w Surrey wydawała pieniądze na prawo i lewo, co w dużej mierze wypływało z jej hojnej natury. Posiadłości sir Williama przypadły głównie jego siostrzeńcowi i następcy; Emma otrzymała dożywotnią, ale skromną rentę. Nelson, który musiał łożyć na utrzymanie żony, zostawił również rentę dla Emmy, ale wkrótce się okazało, że nie ma na nią pokrycia. Wierzyciele ścigali Emmę do końca życia w dosłownym tego słowa znaczeniu; musiała bezustannie zmieniać miejsca zamieszkania, by się przed nimi kryć. Ostatecznie znalazła się we Francji. Pisała nie kończące się listy z prośbą o pomoc: do rządu, do przyjaciół i krewnych. Rząd jednak nie reagował, a z innych źródeł też niewiele jej kapnęło. Horatia, jak ongiś jej twarda babka, do końca trwała przy matce, która zmarła w ostatniej nędzy w Calais.

Pogrzeb Emmy był również więcej niż skromny. Uczcili go jedynie wszyscy oficerowie angielskich statków stacjonujących w porcie Calais; zeszli na brzeg w galowych mundurach i podążyli za trumną na cmentarz.

Horatia powróciła do Anglii, gdzie wyszła dobrze i szczęśliwie za mąż i dożyła osiemdziesięciu lat.