przeciwnie - coraz bardziej podupadał na zdrowiu. Przebłyski wesołości stawały się u niego coraz rzadsze i coraz bardziej wyciszone. Często świt zastawał go nad kieliszkiem. Upływały lata, a ciągle na wspomnienie Mary łzy napływały mu do oczu. Helen ograniczyła pracę w teatrze, aby poświęcić mu więcej czasu. Nie mogła jednak dla niego zrobić nic więcej, niż siedzieć bezradnie przy szpitalnym łóżku i trzymać go za rękę. Ostatnie słowa do niego brzmiały: "Kocham cię". Odpowiedział na to, mrugnąwszy porozumiewawczo okiem: "Powinnaś". Ale oczywiście słowo " powinnaś" nigdy ich nie dotyczyło.

Jeszcze raz zebrała wszystkie siły, aby się odbić od dna rozpaczy. Tym razem nie było już przy niej Charliego, by podać jej pomocną dłoń. Miała jeszcze swego oddanego syna Jima, również aktora, i swoje wnuki, przyjaciół i pracę - oraz pociechę, jaką dawał jej powrót na łono katolickiego Kościoła. Wszystko to pomogło jej ponownie wydobyć się na powierzchnię. Ogromnie odczuwała brak Charliego. Jego nieobecność rekompensowały po części wspomnienia pięknej i szczęśliwej przeszłości. Kiedy decydowali się na małżeństwo, Charlie powiedział wtedy, iż jedno może jej na pewno obiecać, to jest to, że nigdy nie będzie się przy nim nudziła. I tak faktycznie było.