Jacqueline Bouvier i John F. Kennedy

Historia Jacqueline Bouvier i Johna F. Kennedy'ego nieodparcie przywodzi na myśl grecką tragedię, której bohaterowie nieuchronnie zmierzają ku wybranemu przez siebie samych przeznaczeniu. Ona dążyła do tego, by zostać panią Kennedy, jego ambicją było zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych. Osoba Lee Oswalda wpisana była w ich przyszłe losy.

Zdecydowanie Jacqueline nie wzięło się ot tak po prostu ani nie wynikało z niepohamowanej ambicji. Narastało z wolna i nigdy nie wyszło poza żarliwą, prostoduszną nadzieję. Kongresmana Johna Kennedy'ego spotkała po raz pierwszy przypadkowo i przelotnie w 1948 roku. W 1952 roku zetknęła się z nim ponownie na przyjęciu wydanym przez wspólnych przyjaciół, którzy zaprosili ich w nadziei, że "coś z tego wyniknie". Jeżeli wywarli na sobie wrażenie, to nie dali tego po sobie poznać. Praca Jackie jako reportera w "Washington Times Herald" wiązała się z częstymi wizytami na Capitol Hill, gdzie na kongresowych korytarzach mieli okazję do przelotnych spotkań. Gdy John został wybrany do Senatu w 1952 roku, w wyniku rzadkiego sukcesu demokratów na tle miażdżącego zwycięstwa Eisenhowera, przeprowadziła z nim wywiad. Tym razem jej niewątpliwe powaby: niebanalna uroda, miękki głos, wiedza i inteligencja, cięty dowcip, wdzięk i towarzyska ogłada sprawiły, że się nią zainteresował. Coraz częściej zaczęli się spotykać. W rok później wystąpiła już jako jego "dziewczyna" na inauguracyjnym balu Eisenhowera. Ponieważ był najbardziej rozrywanym kawalerem w Senacie, ich zajęcie się sobą szybko zwróciło uwagę redaktorów kroniki towarzyskiej, dając Jackie przedsmak bezlitosnego nękania, jakie miało prześladować ją przez całe życie.

Zainteresowanie senatora bardzo jej pochlebiało. Chociaż jako trzydziestopięcioletni kawaler był od niej dwanaście lat starszy, jego wygląd i zachowanie wcale na to nie wskazywały. Na dodatek był mężczyzną, któremu trudno było się oprzeć. Nie minęło wiele czasu, a była w nim zakochana po uszy. Zaczęła myśleć o małżeństwie. John nie dawał jej poznać, że może stanowić poważną konkurencję z jego politycznymi ambicjami. Ale w maju 1953 roku, kiedy udała się do Londynu, aby zrobić reportaż z koronacji królowej Elżbiety, uświadomił sobie, że bardzo mu na niej zależy. Zaczął do niej telefonować, zapewniać, że za nią tęskni, przynaglać do powrotu, a na koniec poinformował, iż po powrocie zamierza się jej oświadczyć. W efekcie odwołała rezerwację na statek pasażerski, którym pierwotnie zamierzała wrócić, i po wykonaniu zadania natychmiast wsiadła do samolotu. John niecierpliwie oczekiwał jej na lotnisku. Następnego dnia formalnie się zaręczyli, chociaż z oficjalnym ogłoszeniem tego faktu czekano do 25 czerwca, kiedy to "Saturday Evening Post" opublikował dawno planowany artykuł pt.: "Jack Kennedy. Młody wesoły senator".

Ślub odbył się we wrześniu; była to niezbyt szumna ceremonia z udziałem arcybiskupa Bostonu Richarda Cushinga, celebrującego uroczystość, oraz dwustu gości: od bardzo ważnych do zupełnie przeciętnych. Gdy Jackie kroczyła wzdłuż nawy do ołtarza, wsparta na ramieniu swego ojczyma Hugha Auchinclossa, cień na jej szczęście rzucała jedynie z trudem tajona pogarda jej matki dla irlandzkiej rodziny Kennedych z Bostonu oraz nieobecność jej rodzonego ojca. Jack Bouvier, wyraźnie zgnębiony kontrastem pomiędzy własnym, dość skromnym, materialnym statusem (wynikającym głównie z krachu na Wall Street w 1929 roku) a oszałamiającym bogactwem Auchinclossa, w wigillię uroczystości próbował szukać pociechy w alkoholu i leżał nieprzytomny w pokoju hotelowym.

Po dość krótkim okresie miodowym w Acapulco nowożeńcy powrócili do Waszyngtonu, gdzie Jackie weszła w tryb zajęć związanych z pozycją żony senatora. Kolacje, herbatki, koktajle - zarówno u nich jak i poza domem - stały się jej cotygodniowym zwyczajem, a przygotowania do nich - codzienną rutyną. John większość czasu poświęcał obowiązkom senatora. Ich towarzyskie życie w dużej mierze łączyło się z tymi zajęciami, które były nużące, zwłaszcza dla Jackie, przedkładała bowiem obecność artystów i literatów nad polityków. Musiała również zorganizować cały ich dom, a także doprowadzić do ładu garderobę swego niedbałego i dość nieporządnego małżonka, zmieniając ją z "beztrosko wymiętoszonej" na "starannie uładzoną".

Kontuzja kręgosłupa, odniesiona podczas wojny w słynnym epizodzie z łodzią torpedową - PT, coraz bardziej dokuczała Johnowi, tak że w lecie 1954 roku musiał nawet używać kul. W październiku tego roku poddał się operacji, po której przyplątała się groźna infekcja. W pewnym momencie życie jego wisiało na włosku. Wynik operacji niestety był niezadowalający i w kilka miesięcy później ponownie znalazł się na stole operacyjnym. Tym razem była szansa na poprawę stanu zdrowia. Była nadzieja, że za pomocą pasa i intensywnych ćwiczeń na tyle odzyska