sprawność, iż będzie mógł ubiegać się o prezydenturę.

Jackie była przy nim przez cały czas zarówno w koszmarnym okresie obydwu operacji, jak i potem, podczas długich miesięcy rekonwalescencji w Palm Beach. Niezmordowany John wykorzystał ten okres przymusowej bezczynności na napisanie książki Profiles in Courage będącej zbiorem opowieści o politykach, którzy w imię wyznawanych zasad nie zawahali się zaryzykować własnej kariery i w rezultacie ponieśli klęskę. W tej ambitnej pracy pomagał mu sztab współpracowników, między innymi jego oddany pomocnik Ted Sorensen, zastęp stenografek, a przede wszystkim sama Jackie, która dla niego czytała i tłumaczyła, a także poszukiwała w bibliotekach i księgarniach odpowiednich materiałów. Wiedziała, że twórcza praca, jaką jest pisanie tej książki - to nie tylko pożądane urozmaicenie w bezczynnym życiu rekonwalescenta, ale także doskonała psychiczna terapia. Pełna uznania i podziwu dla jego imponującej odwagi i cierpliwości nieustannie trwała przy mężu, aby pomóc mu w chwilach zwątpienia. Tolerowała jego irlandzkich kolegów i politycznych druhów, a nawet zachęcała do odwiedzin, aby podtrzymywali go na duchu. Zapraszała zwłaszcza Dave'a Powersa, bostońskiego polityka i kawalarza, którego wieloletnia przyjaźń z rodziną Kennedych opierała się na zasadzie: "Trzy rzeczy w życiu są realne: Bóg, ludzkie szaleństwo i śmiech. Dwie pierwsze są poza zasięgiem naszego umysłu, musimy więc maksymalnie wykorzystać tę trzecią możliwość".

Poślubiła Johna na dobre i na złe. Ten okres nie był najlepszy, chociaż - jak pokazało życie - jeszcze nie najgorszy. Lepszą stroną małżeństwa były pieniądze. Dzięki nim mogła pozwolić sobie na rozrzutność, co było jej największą i szeroko znaną słabością. Kiedy w czasie rekonwalescencji John odpoczywał lub przyjmował gości, najmilszym zajęciem Jackie było penetrowanie sklepów. Wprawdzie urodziła się i wzrosła w atmosferze arystokratycznego dostatku, ale przezorna matka nie dawała dzieciom zbyt wiele pieniędzy, aby ich nie demoralizować bogactwem. Dziennikarska pensja Jackie wynosiła około pięćdziesięciu dolarów tygodniowo, co było dość znośną pensją na owe czasy, ale nie pozwalało na rozrzutność. Udostępnione nagle miliony Kennedych nie tak łatwo było przepuścić. Robienie zakupów stało się jej niegroźnym, ale kosztownym nałogiem. Wydawała po kilka tysięcy dolarów miesięcznie na stroje, rzeczy do domu i podarki. John, którego udział w majątku rodziny ograniczała ojcowska kontrola oraz roszczenia rodzeństwa, usiłował czasami protestować, niejednokrotnie nawet z pewnym skutkiem, ale w końcu musiał pogodzić się z faktem, że Jakość" w słowniku jego żony znaczy więcej niż "koszt".

Inną rzeczą, którą musiał zaakceptować zarówno on, jak i reszta jego rodziny - to indywidualizm Jackie; nie była jedną z Kennedych i nie zamierzała zmieniać siebie na ich modłę. Legendarne gry i sporty, hałaśliwa wylewność, szumne zabawy i zawody w Hyannis Park nie były w jej stylu. Chociaż podobała jej się bezpośredniość i wesołe koleżeństwo panujące w tej rodzinie, nie dawała się wciągać w "sztubackie" rozrywki. Popierał ją w tym sam patriarcha rodu i jowialny tyran Joe Kennedy, który potrafił docenić czyjąś niezależność, jeśli na nią trafił. Przyjaźń z teściem pogłębiała się w miarę upływu lat, a paraliż w wyniku udaru mózgu, któremu uległ w grudniu 1961 roku, był dla niej prawie tak samo ciężkim ciosem jak śmierć własnego ojca przed czterema laty.

W 1956 roku John w dużej mierze odzyskał swą dawną energię i był już w tak dobrej formie, że mógł ubiegać się o niemal uwieńczoną powodzeniem nominację na wiceprezydenta. Tymczasem Jackie poroniła, a następnie za pomocą cesarskiego cięcia urodziła martwy płód. W znanym z płodności klanie Kennedych wywołało to niemałe poruszenie. Jej obawa, że nigdy nie będzie w stanie urodzić zdrowego dziecka nasiliła się, gdy ponownie zaszła w ciążę. Ale tym razem dopisało jej szczęście. W listopadzie 1957 roku przyszła na świat zdrowa córeczka Karolina, również za pomocą cesarskiego cięcia. Jak się później okazało, Jackie nigdy nie mogła wydać na świat dzieci normalną drogą. W ten sam sposób urodził się, pod koniec listopada 1960 roku, wcześniak John junior (John-John - jak go nieformalnie ochrzcił ojciec), a także ich ostatnie dziecko, Patrick, urodzony w 1963; był wcześniakiem i żył zaledwie półtora dnia.

Ciąża w 1960 roku, ze względu na smutne doświadczenia z przeszłości, nie pozwalała Jackie na uczestniczenie we wszystkich gorączkowych staraniach klanu Kennedych, by umieścić Johna w Białym Domu. Nie mogąc towarzyszyć mężowi w długich podróżach, przyczyniała się do kampanii w inny sposób; wysyłała listy do politycznych działaczy w całym kraju, zamieszczała w prasie cotygodniowy felieton zatytułowany "Małżonka prezydenckiego kandydata", pojawiała się w telewizji i brała udział w politycznych herbatkach. Wiązało się to z wielkim wysiłkiem i nie wpływało korzystnie na jej samopoczucie, ale zdawała sobie sprawę, że w razie wyrównanych szans w wyborach rezerwa żony, nawet jeśli