Katarzyna Wielka i Grigorij Potiomkin

Według własnych słów carycy Katarzyny Grigorij Aleksandrowicz Potiomkin miał być jej piątym kochankiem. "Piętnastym" - sprostował kiedyś złośliwie w przystępie zazdrości. "Nie - odparła rzeczowo - piątym". W młodzieńczych latach przeżyła kilka przelotnych miłostek, ale jej pierwsze poważne uczucie zrodziło się w 1752 roku, kiedy była wielką księżną. Osiem lat wcześniej jako niewiele znacząca niemiecka księżniczka została wybrana przez carycę Elżbietę na żonę dla swego siostrzeńca Piotra, wielkiego księcia i następcę tronu Rosji. Małżeństwo zaaranżowane przez Elżbietę i Fryderyka pruskiego miało, rzecz jasna, głównie na celu względy polityczne. Piotr liczył lat szesnaście, ona piętnaście, i obydwoje nie wykazywali sobą żadnego zainteresowania. W rzeczywistości zupełnie do siebie nie pasowali, a w miarę dojrzewania dzielące ich różnice zaznaczały się jeszcze bardziej.

Istniała groźba, że małżeństwo może nigdy nie zostać skonsumowane. Piotr przez pierwsze osiem lat był przypuszczalnie impotentem, ale w końcu niewielka operacja skorygowała jego defekt. Potem, bardziej niż Katarzyna zaprzątały go miłosne przygody na boku. Niezależnie od przyczyny, małżeństwo nie miało dzieci aż do września 1754 roku, kiedy to urodził się Paweł - ewentualny następca tronu. W tym czasie w sercu Katarzyny zrodziło się pierwsze poważniejsze uczucie do młodego szambelana dworu; trwało ono kilka lat.

Szambelan Potiomkin wydał jej się wybitnie przystojny, zwłaszcza w zestawieniu z niezgrabnym Piotrem, którego twarz była znaczona śladami ospy i do którego początkowa niechęć przerodziła się w trwałą odrazę. Osiem jałowych uczuciowo lat spędziła na lekturze dzieł francuskich racjonalistów, takich jak Wolter i Diderot, którymi się zaczytywała. Piotr tymczasem spędzał przeważnie czas na bezmyślnych męskich zajęciach, takich jak musztra, polowanie i picie, a także na męczącej dla ucha bezustannej grze na skrzypcach. Młody szambelan nie był geniuszem, ale widocznie potrafił lepiej sprostać intelektualnym wymaganiom Katarzyny i jej przenikliwej inteligencji. A także daleko lepiej potrafił zaspokoić jej budzącą się zmysłowość.

W roku 1755 uczucia szambelana uległy ochłodzeniu. Wyjazdy w dyplomatycznych misjach do Szwecji i niektórych niemieckich księstewek, gdzie wielkie damy sączyły mu do ucha miłe pochlebstwa, dramatycznie obniżyły temperaturę jego miłości, podczas gdy Katarzyna, spętana pałacową etykietą Petersburga, niezmiennie płonęła ku niemu głęboką namiętnością. W tej pierwszej wielkiej miłości, tak jak i w następnych, dowiodła, że potrafi prawdziwie kochać, choć może nie zawsze mądrze. Miłość do niego zaprzątała bez przerwy jej umysł, stała się wręcz obsesyjna. Kiedy doszły ją słuchy, że pozwala sobie robić z jej uczucia, w swojej obecności, temat towarzyskiej konwersacji na obcych dworach, zerwała z nim bez wahania, rozgoryczona i pełna smutku. Ale się nie mściła, mimo że okazał się łajdakiem.

Wkrótce jednak jej żal, chociaż niekłamany, ustąpił miejsca innemu porywającemu uczuciu. Polski adonis, hrabia Stanisław Poniatowski, którego rodzina mieszkała przez kilka lat na wygnaniu w Anglii, przybył wiosną 1755 roku do Petersburga jako dyplomata wraz z nowym brytyjskim ambasadorem. Ambasador, dobrze wychowany arystokrata w średnim wieku, odznaczający się dużym urokiem osobistym i wielkim profesjonalizmem, przywiązywał wagę w pracy dyplomatycznej do kontaktów osobistych, nie wyłączając czysto prywatnych. Przybywszy do Petersburga musiał jednak zarzucić plany, jakie miał w stosunku do Katarzyny, ze względu na jej zły stan zdrowia i nawał oficjalnych zajęć. Ponadto była młoda - z powodzeniem mogła być jego córką. Postanowił roztropnie, choć z żalem, złożyć to zadanie na barki bardziej do tych spraw nadającego się Poniatowskiego. Sam ograniczył się do pożyczenia jej pieniędzy.

Młody hrabia okazał się rzeczywiście nieocenionym kandydatem. Trochę młodszy od Katarzyny, był przystojnym, ujmującym i wykształconym człowiekiem, który z miejsca stracił dla niej głowę. Zafascynowała go nie tylko uroda: usta, które aż prosiły się o pocałunki, ale także jej bystry umysł i poczucie humoru. W krótkim czasie uczucie stało się obopólne. Pewnego wieczoru zaradny przyjaciel ich obojga przyprowadził nic nie podejrzewającego (lub słabo się domyślającego) Poniatowskiego do pustej komnaty Katarzyny na krótko przed jej przybyciem i tam go zostawił. Spędzili wspólny wieczór, który był ukoronowaniem tęsknot i pragnień od dłuższego już czasu przepełniających serce obojga.

Wzajemna gorąca miłość trwała nieprzerwanie pięć lat. Trwałaby dłużej, ale w sprawę wmieszała się caryca Elżbieta, która nie mogła znieść katolicyzmu Poniatowskiego. Świadoma nieudolności Piotra jako męża, a także swoich własnych słabości i moralnych uchybień, gotowa była tolerować skłonność Katarzyny do szukania pociechy w innych męskich ramionach.