Madame du Barry i Ludwik XV

Jej towarzystwo sprawia mi przyjemność - oświadczył Ludwik XV król Francji. - Jest piękna i czuję się przy niej szczęśliwy. Przy niej zapominam, że wkrótce skończę sześćdziesiąt lat. - Gdy mówił te słowa, miał lat pięćdziesiąt dziewięć.

W osiemnastowiecznej Francji wymienione przymioty wystarczały, aby obdarzyć ponętną młodą kochankę większą polityczną władzą, niż była w stanie udźwignąć. Od momentu, kiedy została formalnie przedstawiona u dworu, kiedy otrzymała tytuł i posiadłości, kiedy na koniec została faworytą władcy, który nadal rządził na mocy wątpliwego boskiego nadania, ale budzącego nabożny lęk - z jej wpływem liczyli się zarówno przyjaciele, jak i wrogowie ścierający się ze sobą w wiecznie kipiącym kotle francuskiej polityki.

Jeanne Bécu, nosząca tytuł księżnej du Barry uzyskany w drodze pośpiesznie zawartego i równie szybko zerwanego małżeństwa, była osobą, która zupełnie nie interesowała się polityką w przeciwieństwie do swej poprzedniczki, słynnej Madame de Pompadour, zmarłej pięć lat wcześniej, w 1764 roku. Podobnie jednak jak Pompadour miała w sobie coś szczególnego, niezwykłego, co wyróżniało ją spośród tłumu niezliczonych pretendentek do serca i łask królewskiego satyra. I to nie uroda, aczkolwiek niebanalna, odgrywała główną rolę. Mogła nią być biegłość w sztuce miłości, chociaż wydaje się to mało prawdopodobne wobec licznej i bezlitosnej konkurencji (nie chcemy sugerować, że jej duże doświadczenie, jakie zdobyła w charakterze prostytutki i nałożnicy kilku arystokratycznych bawidamków, nie miało znaczenia). Zdaniem plotkarskich kronikarzy, lubujących się w relacjach z opanowanego przez intrygi wersalskiego dworu, to, co ją wyróżniało, miało raczej związek z jej dobrym charakterem i ujmującym sposobem bycia. Na tle zbiorowiska dworzan i dworek, samolubnych, ambitnych, kłótliwych, przebiegłych, złych, podstępnych i mściwych, Jeanne odbijała korzystnie brakiem tych wszystkich negatywnych cech. Dlatego jej uczucie dla króla, który pomimo - albo na skutek - rozwiązłego trybu życia był nadal atrakcyjnym mężczyzną, mogło być rzeczywiście szczere, tak jak niewątpliwie było prawdziwe jego uczucie do niej.

Awansowanie jej (jeśli jest to właściwe słowo) na stanowisko oficjalnej królewskiej faworyty w roku 1769, kiedy miała dwadzieścia pięć lat, nastąpiło w rezultacie nie jej intrygi, ale planu ludzi, którzy się nią posłużyli. Kiedy jako ponętna szesnastolatka ukończyła dziewięcioletnią szkołę u sióstr zakonnych, nikomu nawet przez myśl nie przeszło, kim stanie się w dziesięć lat później. Po jej niezamężnej matce, kucharce, w żadnym razie nie można było oczekiwać, że stanie się trampoliną, ułatwiającą córce wejście do królewskich sfer. Z pomocą matki Jeanne dostała pracę, najpierw u fryzjerki, a następnie w domu utytułowanej wdowy jako panna do towarzystwa. Uroda dziewczyny wzbudziła jednak niepokój wśród podejrzliwych krewnych, którzy nakazali ją odprawić. Kolejne, bardziej stałe zajęcie sprzedawczyni w sklepie z kapeluszami dało jej przedsmak nie znanego dotąd świata beztroskiego luksusu. Poznała wówczas mężczyzn, którzy pałali chęcią roztoczenia przed nią uroków życia. Podczas jednego z licznych spotkań w wesołym męskim gronie spotkała prawdopodobnie księcia Jeana du Barry, ambitnego intryganta, znanego szeroko w Paryżu pod przezwiskiem le Roue. W latach 1764 - 1768 nie tylko była jego kochanką, ale również odgrywała rolę pani domu podczas przyjęć w jego rezydencji, gdzie miała okazję poznać wiele znanych osobistości oraz nabrać stosownej ogłady. Jej następnym krokiem był pałac w Wersalu.

Udała się tam w roku 1768 ze skargą na malejący dochód z rządowego kontraktu, który hrabia na nią przepisał. Ale to nie finansowa sprawa przytrzymała ją tam na dłużej, lecz sam król. Gdzieś, wśród nie kończących się korytarzy wersalskiego pałacu wpadła mu w oko, przykuła jego uwagę, usidliła serce. W niedługi czas potem została wezwana na audiencję, podczas której tak oczarowała Ludwika, że zażądał, aby została przy nim na stałe. Od samego początku, jak się wydaje, powziął postanowienie zrobienia z niej swej oficjalnej faworyty. Najpierw jednak musiała zostać formalnie przedstawiona na dworze i ku temu właśnie zmierzały podejmowane w ciągu następnych miesięcy kroki króla, torpedowane systematycznie przez dworską opozycję.

Opozycja składała się, rzecz naturalna, z przedstawicieli dworskiej administracji, arystokratycznych pijawek przywartych do boków nawy państwowej. Poczuli się zagrożeni ewentualnością, że była modystka i prostytutka, córka kucharki i lokaja, może znaleźć się nagle tak blisko tronu. Frakcja ta, kierowana przez pozbawionego wszelkich skrupułów ministra spraw zagranicznych Duca de Choiseul, popieranego przez cztery stare panny, córki Ludwika, była tak potężna, że na pewien czas powstrzymała działania króla. Zwolennik odwlekania decyzji