gdyby opuściła Francję. Nie uczyniła jednak tego. Nie kryjąc niepokoju i przywiązania - co w dużym stopniu tłumaczyło wielką miłość króla - jeśli zezwalali lekarze, czuwała przy jego łożu; pielęgnowała go i pocieszała, nie bacząc na możliwość zarażenia się jedną z najstraszliwszych chorób owych czasów. 7 maja, kiedy udzielono mu ostatnich sakramentów, musiała opuścić pałac i zamieszkała u przyjaciół w domu oddalonym niecałe pięć kilometrów od Wersalu. Ludwik zmarł 10 maja. Dotychczasowi pochlebcy, jak na komendę, odwrócili się od niej i przeszli do obozu wrogów.

Następne dwanaście miesięcy spędziła na przymusowym wygnaniu w klasztorze, gdzie wbrew oczekiwaniom zakonnic szybko się z nimi zaprzyjaźniła. Zwolniono ją wiosną 1775 roku pod warunkiem, że jej miejsce pobytu znajdzie się w odległości nie przekraczającej dwudziestu kilometrów od Paryża i Wersalu. Ze swych ogromnych oszczędności kupiła posiadłość, w której żyła całkiem wygodnie, odznaczając się - jak relacjonują świadkowie - wielką hojnością w stosunku do ubogich mieszkańców okolicy. W listopadzie 1776 roku pozwolono jej wrócić do Louveciennes.

Spędziła tam szesnaście lat. Tam też weszła w drugi trwały uczuciowy związek swego życia ze znanym arystokratą, księciem de Brissac. Obydwoje padli ofiarą krwawego terroru francuskiej rewolucji.