przyszłym Ludwikiem XVI, zaplanowanym na maj, przypieczętować przymierze francusko-austriackie. Po ślubie jako żona następcy tronu została pierwszą panią na dworze. Dostała się również pod ścisłą kuratelę czterech harpii, jakimi były córki króla. Przywitały ją wylewnie, schlebiały, a przede wszystkim zalewały stekiem ohydnych plotek na temat "tej kobiety". Całkowicie zwiedziona ich fałszywą przyjaźnią i przesadną troskliwością, piętnastoletnia księżniczka, posiadająca akurat tyle wiedzy o ludziach i świecie co nowo narodzone kocię, przyjmowała wszystko bez zastrzeżeń. Dała sobie słowo, że "nigdy, przenigdy, póki żyć będzie", nie odezwie się słowem do tej okropnej niewiasty.

Jak się wkrótce dowiedziała, jej decyzja pociągnęła za sobą poważne implikacje na dworze wersalskim. Surowe wymogi dworskiej etykiety przewidywały, że nikt, kto jest niższy rangą, nie może odezwać się pierwszy do osoby stojącej wyżej w społecznej hierarchii, dopóki ta osoba sama się doń nie zwróci. Tak więc odmowa Marii Antoniny przemówienia do księżnej du Barry zapędziła tę ostatnią w uliczkę bez wyjścia. Taka sytuacja trwała przez cały rok 1771; stała się tematem ożywionych dyskusji na dworach europejskich, nie mówiąc już o samym Wersalu, a ponadto groziła pogorszeniem dobrych stosunków francusko-austriackich. Ludwik gnębił się tym niepomiernie, ale był zbyt niezdecydowany, zbyt zażenowany, by poruszyć ten temat z księżniczką. Protestował przeciwko jej postępowaniu przez swych wysłanników, nie wyłączając ambasadora Austrii. Ten ostatni zdołał ją w końcu przekonać na tyle, że przyrzekła wymówić jedno zdawkowe słowo do księżnej przy okazji najbliższego przyjęcia. Jednakże, kiedy wreszcie nadszedł niecierpliwie wyczekiwany moment i księżniczka szykowała się już spełnić swą obietnicę, najstarsza i najbardziej zawzięta z córek królewskich podeszła do niej i wyprowadziła z pokoju pod pretekstem, że spóźnią się na umówione spotkanie.

Incydent ten wywołał istne trzęsienie ziemi wśród sfer rządzących w Europie. Fryderyk pruski, caryca Katarzyna i Maria Teresa austriacka (matka Marii Antoniny) przymierzali się właśnie do rozbioru Polski i obawiali się, że upokorzony Ludwik zechce w odwecie zniweczyć ich awanturnicze plany. W rezultacie więc Maria Teresa napisała do swej córki ostry list, w którym przedstawiła jej możliwe skutki dalszego trwania w uporze. Pierwszego stycznia 1772 roku, na noworocznym tradycyjnym przyjęciu, księżniczka podeszła zatem do księżnej i zauważyła lakonicznie, ile to gości zebrało się w Wersalu z tej okazji. Oczywiście żadna odpowiedź ze strony pani du Barry nie wchodziła w rachubę. Tak więc trudne zawieszenie broni zostało w końcu osiągnięte i Polskę teraz już bez przeszkód można było rozebrać na kawałki.

Zwycięstwo to zapewniło nareszcie księżnej du Barry krótki okres stosunkowego spokoju. Otoczył ją tłum pochlebców, wśród których znajdował się również minister finansów. Ten ostatni, starając się pozyskać jej względy, a tym samym Ludwika, dał jej nieograniczony dostęp do królewskiego skarbca. Nie było praktycznie ranka, żeby nie przyjmowała u siebie gromady handlarzy, jubilerów i innych kupców. Była dla nich najbardziej korzystnym rynkiem zbytu w Europie. Niepohamowana rozrzutność księżnej, której niewolniczo oddany król nie stawiał tamy, rozeszła się szerokim echem zarówno wśród biedoty, jak i warstw zamożniejszych, w niemałym stopniu przyczyniając się do wybuchu społecznych niepokojów w niecałe dwadzieścia lat później.

Krzykliwa prasa w dalszym ciągu zamieszczała wzmianki na temat pani du Barry, ale ich żądło nie było już tak ostre jak za czasów Choiseula. Niezwykle groźne dla jej reputacji okazało się pikantne czterotomowe dzieło pióra skandalizującego francuskiego autora zamieszkałego w Anglii. Zatytułowane "Sekretne wspomnienia ulicznicy, czy przygody księżnej du Barry od urodzenia aż do królewskiego łoża", mogło skończyć ją raz na zawsze w opinii publicznej, ale umiejętnie zastosowany przez agentów króla szantaż doprowadził do przechwycenia i spalenia utworu.

Znacznie większe niebezpieczeństwo dla pozycji Jeanne pojawiło się jesienią 1773 roku. Sześćdziesięciotrzyletni król, czując już ciężar wieku na barkach, lękał się coraz bardziej, że zejdzie nagle z tego świata bez uzyskania rozgrzeszenia. Bał się, iż umrze w śmiertelnym grzechu, jakim jego zdaniem był związek z panią du Barry, i będzie się smażył po wieczne czasy w piekielnym kotle przeznaczonym dla rozpustników. Nalegania jego najmłodszej córki, zakonnicy, zwiększały jeszcze niepokój. Śmierć w tym okresie trzech dworzan, z których każdy był od niego młodszy, spotęgowała obawy. Rzeczywista groźba powstała w kwietniu 1774 roku, kiedy to zaraził się ospą; królewski lekarz, którego leczenie polegało na upuszczaniu krwi, w szybkim czasie doprowadził go tym sposobem na krawędź śmierci. W rezultacie król otrzymał ostatnie namaszczenie, w tym odpuszczenie grzechów, co ostatecznie przypieczętowało los jego faworyty.

W tych okolicznościach madame du Barry zrobiłaby najlepiej,