przywrócą wreszcie - jak bez wątpienia sądziła - prawo i porządek. Zdrada według niej polegała na buntowaniu się przeciwko ustalonemu przez Boga porządkowi rzeczy. To przekonanie ją zgubiło. Było również złudne.

Zagraniczne dwory królewskie były nie tyle orłami gotowymi śpieszyć z pomocą, ile sępami czyhającymi na dogodną okazję. W czerwcu 1791 roku królewska para, bezskutecznie wyglądająca ratunku i przerażona nie kończącymi się rozruchami w Paryżu, usiłowała opuścić kraj. Uciekali incognito wraz z całą rodziną i to nie w szybkim powozie, ale ciężkim i niezgrabnym pojeździe, przypominającym współczesny dom na kółkach, z dziewięcioma pasażerami w środku; zostali jednak rozpoznani i zawróceni do Paryża. Ucieczka nie przyczyniła im popularności. Ulice wokół Tuileries dzień i noc rozbrzmiewały obelgami i przekleństwami. Pozbawiony pracy, nieprzeliczony ludzki tłum nic innego nie miał do roboty prócz demonstrowania.

Kiedy apele o pomoc, kierowane na wszystkie strony przez Marię Antoninę, doszły do wiadomości oblegającej zamek tłuszczy, wycie tłumu nasiliło się jeszcze bardziej. Królowa nie ustawała jednak w wysiłkach, przy czym robiła to już dyskretniej z obawy przed wrogim jej otoczeniem. Starając się dać innym władcom czas na podjęcie stosownych kroków, namówiła króla, aby postawił weto wobec ważnych decyzji podjętych przez Stany Generalne oraz wyłonione z nich Narodowe Zgromadzenie; pogorszyło to dodatkowo sytuację kraju i korony. W czerwcu 1792 roku kolejna hałaśliwa zgraja, tym razem złożona głównie z mężczyzn, natarła na Tuileries i zatrzymała się dopiero przed obliczem króla. Ale ten, zaatakowany przez prowodyra, z kamiennym spokojem wyrzucił go przez okno. Potem jednak Ludwik, usiłując załagodzić incydent, przyjął z rąk buntowników czerwoną czapeczkę rewolucjonisty i wyszedł na balkon pokazać się w niej tłumowi. Bezstronnym świadkiem wydarzeń w tym zbiegowisku był młody podpułkownik nazwiskiem Napoleon Bonaparte. Jak napisał później, zwrócił się wtedy do kolegi z następującą uwagą: "Gdyby ten biedny idiota zdobył się na to, aby skosić swą armatą pięciuset lub sześciuset tych buntowników, reszta rzuciłaby się do ucieczki w popłochu". Zamiast tego Ludwik zaproponował napastnikom zwiedzanie pałacu, co tak ich zbiło z tropu, że przed nastaniem wieczoru rozeszli się spokojnie do domów.

W okresie tym Francja znalazła się praktycznie w stanie wojny. W sierpniu 1791 roku Prusy i Austria wydały deklarację, w której oświadczyły, że królewskie dwory w Europie powinny przyjść jak najszybciej z pomocą tronowi Francji. W rezultacie przywódcy francuskiej rewolucji, liczący na zjednoczenie kraju pod swoim przewodnictwem, wypowiedzieli wojnę obydwu potęgom w kwietniu 1792 roku. W sierpniu tegoż roku obce wojska wkroczyły do Francji. Jednocześnie została uwięziona rodzina królewska.

Działania sił rewolucyjnych przeciwko najeźdźcom okazały się zadziwiająco zgodne i skuteczne; uniemożliwiono obcym armiom zajęcie Paryża. W styczniu 1793 Ludwik został osądzony, skazany i wysłany na gilotynę przez najnowsze wcielenie ciała ustawodawczego, Narodową Konwencję. W kwietniu grupa oddanych przyjaciół starała się zorganizować ucieczkę Marii Antoniny na podstawie fałszywego dokumentu, lecz ich plan został mimowolnie pokrzyżowany przez Komunę Paryską, która wstrzymała wszystkie paszporty. W październiku po osądzeniu jej i skazaniu kolejni konspiratorzy ułożyli plan odbicia jej w drodze na gilotynę, ale policja wykryła spisek. Wieziona na szafot sprawiała wrażenie spokojnej, a nawet pogodnej. Przechodząc przez platformę niechcący nastąpiła katu na nogę. Jej ostatnie słowa brzmiały: "Przepraszam pana. Nie zrobiłam tego celowo".