Na początku 1787 roku minister finansów ostrzegł Ludwika, że kraj znajduje się na krawędzi ruiny finansowej i, aby temu zaradzić, przedstawił projekt podatku gruntowego od wszystkich właścicieli, szlachty, arystokracji i duchowieństwa, które dotychczas nigdy nie podlegało bezpośredniemu opodatkowaniu. Licząc się z opozycją parlamentarną minister postanowił odwołać się do Zgromadzenia Notabli. Król zastosował się do jego rady, ale Zgromadzenie złożone ze szlachty różnej rangi i duchowieństwa postarało się, aby projekt upadł, zanim zdążono go przedłożyć. Publiczna dyskusja nad zadłużeniem skarbu państwa i ciężkim położeniem kraju, spowodowanym w dużej mierze życiem ponad stan wyższych warstw, odbyła się wkrótce po aferze z naszyjnikiem. Wywołała ona wielkie wzburzenie zarówno w samym Paryżu, jak i na prowincji. Szczególne niezadowolenie okazywało mieszczaństwo i chłopstwo, ponoszące główny ciężar nie kontrolowanej rozrzutności wysokich sfer. A ponieważ tego rodzaju nastroje zazwyczaj ogniskują swoją niechęć na określonym obiekcie, w tym wypadku mściwe zainteresowanie skupiło się głównie na osobie królowej. Zgromadzenie po miesięcznej debacie, nie osiągnąwszy żadnego celu poza tym jednym, odroczyło obrady.

Wpływ Marii Antoniny na Ludwika był w dalszym ciągu ogromny. Dworzanin usługujący w owym trudnym czasie królewskiej parze wspomina, że twarz króla w momencie, gdy królowa zwracała się do niego, rozjaśniała się taką miłością i zachwytem, jakiego nie byłby w stanie wywołać widok nawet najulubieńszej faworyty. Użyła teraz tego wpływu, aby zaprowadzić w Wersalu surowy reżim oszczędnościowy, który jednak wobec istniejących długów okazał się bez znaczenia, a na dodatek żałośnie spóźniony. W efekcie, w lipcu 1787 roku Parlament Paryża poinformował krótko Ludwika, że prawo nakładania podatków należy do upoważnionych przedstawicieli Stanów Generalnych, a nie do króla. Ludwik, wspierany przez królową, rozwiązał Parlament, rozkazując jego członkom opuścić miasto; w odpowiedzi natychmiast zareagowano falą rozruchów. W rezultacie zmusiło to niezdecydowanego króla do ponownego zwołania Parlamentu na kolejną bezowocną sesję. Podobnie jak podczas pierwszego zebrania Parlament odrzucił projekt opodatkowania szlachty i duchowieństwa, wezwał do powołania trzyizbowych Stanów Generalnych, reprezentujących duchowieństwo, szlachtę i stan trzeci, i odroczył obrady. W tym czasie zadłużenie skarbu państwa jeszcze bardziej wzrosło.

Stany Generalne zebrały się dopiero w maju 1789 roku. Przygotowania trwały tak długo, ponieważ były to pierwsze wybory od 175 lat. Posiedzenia, którym towarzyszyła ceremonialna i pompatyczna atmosfera, nie odbywały się w Paryżu, ale w Wersalu z udziałem króla i królowej. Na Thomasie Jeffersonie, który przebywał w tym okresie w stolicy Francji, sprawiły one wrażenie "opery", chociaż nie sprecyzował, jaką operę ma na myśli. Nie wiedział jednak, że pod posępną powagą królewskiej pary kryła się obawa o zdrowie ich najstarszego syna, o którym mówiono, że jest ciężko chory; rzeczywiście umarł wkrótce, na początku czerwca. W ciągu kilku miesięcy włosy Marii Antoniny zrobiły się białe jak mleko. Miała zaledwie trzydzieści cztery lata.

Pod koniec maja Ludwik, charakterystycznie dla siebie, rozkazał królewskim wojskom otoczyć Paryż i Wersal, ale jednocześnie zabronił im użycia broni przeciwko swym ziomkom. Tym rozkazem rozwścieczył jedynie buntujący się lud i jednocześnie uniemożliwił żołnierzom należytą obronę pałacu. Sparaliżowało to również wszystkie umiarkowane siły w kraju, nad którymi wzięły teraz górę najbardziej chuligańskie, niepohamowane i żądne krwi elementy w mieście. 14 lipca to one nadały charakter rewolucji, przypuszczając szturm na Bastylię, rozrywając na kawałki naczelnika więzienia, a potem jego głowę obnosząc na pice po ulicach. Królewskie oddziały wycofały się do Wersalu, gdzie Maria Antonina paliła tajne dokumenty państwowe i pakowała swoje klejnoty do skrzynki.

Maria Antonina była tą królową, której nie bez uzasadnienia przypisywano słynną, choć niezbyt precyzyjnie oddaną uwagę, że jeżeli lud nie ma chleba, to niech je ciastka. W październiku sześciotysięczny, rozszalały tłum handlarek rybami, praczek, służących i prostytutek, doprowadzony do rozpaczy brakiem chleba i widokiem przymierających głodem dzieci, uzbrojony w widły, sierpy, noże i miotły, pomaszerował na Wersal. Wdarł się do pałacu. Tylko bagnety pałacowej gwardii skierowane do przodu powstrzymały tłum od krwawej zemsty. Nadal jednak oblegano pałac, miotając groźby i obelgi i żądając, aby królewska rodzina opuściła Wersal i wyjechała do Tuileries. Kiedy Ludwik wyraził zgodę, odstąpiono od oblężenia. Tego samego dnia król wraz z rodziną opuścił wersalską siedzibę, aby już nigdy do niej nie wrócić.

Koronowane głowy Europy, dla których ich własna sfera była ważniejsza od kraju, z niepokojem obserwowały zamieszki we Francji. Przez jakiś czas Maria Antonina zwracała się do nich o pomoc, zwłaszcza do dworu Austrii, oczywiście w nadziei, że poczują się na tyle zagrożeni, iż zbrojnie wkroczą do Francji i