Zelda Sayre i F. Scott Fitzgerald

Zelda Sayre wyprzedzała epokę, w której żyła; była feministką w sposobie myślenia i rozumowania oraz w postępowaniu. I to w czasach, kiedy sama idea tego ruchu była w społeczeństwie nie do przyjęcia, a cóż dopiero mówić o jej realizacji. Na dodatek feminizm Zeldy charakteryzowały dwie poważne słabości. Jedną z nich była nadmierna skłonność do idealizowania wyemancypowanej przedstawicielki płci żeńskiej, jaka pojawiła się na społecznej scenie w latach dwudziestych. Płytkość, powierzchowność i samolubstwo zrażało do tej postaci ówczesne tradycyjnie myślące warstwy społeczeństwa, tak jak dzisiaj skutecznie odstręcza od niej większość rzeczywiście wyzwolonych kobiet.

Inną słabością był stosunek Zeldy do feminizmu. Zrobiła z niego stały element swego życia u boku niezrównoważonego, choć utalentowanego męża, starając się dopasować swe górnolotne rojenia do rzeczywistości, którą stanowiła jej bezradna miłość. Ta walka była z góry skazana na przegraną.

Zelda od dziecka odznaczała się nieposkromioną naturą: jej ojciec, z zawodu sędzia (po 1909 roku, kiedy córka miała lat dziewięć) Sądu Najwyższego Alabamy, był człowiekiem ogólnie szanowanym, ale jako rodzic, mimo iż surowy, nie mógł się poszczycić wielkimi sukcesami. Matka natomiast - kobieta odznaczająca się bezkompromisowymi zasadami wśród statecznej mieszczańskiej społeczności Montgomery - pobłażała ekscentrycznym wyskokom swej żywej córki. Zarówno wtedy gdy jako dziecko włączała dla zabawy alarm przeciwpożarowy, jak i wówczas, kiedy jako żywiołowa nastolatka wirowała w rytm popularnych tańców. Zelda w każdej chwili była gotowa - jak to napisała później w swej autobiograficznej powieści Save me the Waltz - "dać iście piekielny popis". Scott Fitzgerald wkrótce po poznaniu Zeldy na potańcówce w wiejskim klubie w lipcu 1918 roku wyznał przed sobą samym, iż "zakochał się w wirówce".

Jego zdaniem była piękna. Nie była wprawdzie fotogeniczna, niemniej wszyscy mężczyźni, którzy się z nią zetknęli, mieli podobne zdanie, nie wyłączając Dos Passosa i Ernesta Hemingwaya; większość kobiet również. Do zasługujących na uwagę wyjątków należały: Dorothy Parker, która uznała jej urodę za zbyt posępną, oraz Rebecca West, która twierdziła, iż Zelda ma rysy nieregularne, a nawet pospolite. Uroda Zeldy rzeczywiście zależała od jej nastroju. Kiedy była wesoła, nie można było oderwać od niej oczu; depresja kładła się cieniem na jej twarzy, a w oczach czaił się wtedy niewypowiedziany ból i strach. Jednak te ponure nastroje miały się pojawić dopiero w późniejszych latach. Do lat trzydziestu była ciągle radosna i roześmiana, żywa, rozmowna i nieobliczalna.

Scott przysiągł sobie nigdy się nie żenić; obawiał się, że małżeństwo przeszkodzi mu w literackich planach. Oczekując na zwolnienie z wojska w 1918 roku miał mnóstwo czasu, by zastanawiać się nad swym przyrzeczeniem i nad Zeldą. Nie mógł o niej zapomnieć, stale o niej myślał. W liście do przyjaciela pisał wprawdzie o zamiarze pozostania w wolnym stanie, ale dodał: "ona jest naprawdę niezwykła".

Ten konflikt, to rozdarcie między jego pisarską pasją a małżeństwem odcisnęło się na ich związku, stanowiącym nierozerwalny splot miłości i nienawiści. To samo odnosiło się do wyznawanej przez niego zasady, że zadaniem żony jest być przede wszystkim partnerką swego męża. Fakt, że Zelda nie jest w stanie sprostać tym oczekiwaniom, uszedł jego uwagi w romantycznym uniesieniu pierwszej fazy miłości. Podkreślanie swojego "ja" czyniło Zeldę tym bardziej pociągającą dla Scotta, którego ideał kobiety nie był typem idealnej, tradycyjnej żony. Jego przyjazd do Montgomery zwiększył ich wzajemne zainteresowanie sobą. Stali się nierozłączną parą, wszędzie chodzili razem: na pikniki, do teatru, do kina i na zabawy, zwłaszcza takie, gdzie się dużo piło.

W tym czasie zaczął pisać. Po zwolnieniu z wojska w lutym 1919 roku powrócił do Nowego Jorku, gdzie otrzymał pracę w agencji reklamowej. Odrzucone teksty posłużyły mu za tworzywo do krótkich opowiadań. Listy Zeldy, częste i czułe, donosiły o różnych ekstrawaganckich wyskokach, takich jak: pójście do kina w męskim przebraniu wraz z paczką chłopców, sprowadzenie trolejbusu z trakcji itp.; była nawet zatrzymana przez policję w czasie hulanki z młodym sportowcem na turnieju golfa. Zelda i jej koledzy zazwyczaj upijali się na takich imprezach. Szczerość jej listów była pocieszająca, ale nie wpływała dobrze na spokój jego ducha. Powodowany pragnieniem ustabilizowania stosunków Scott wysłał jej zaręczynowy pierścionek, który wprawdzie bardzo ją ucieszył, ale nie spowodował zmiany jej zachowania. Kilka miesięcy później, w lipcu, wytrzymałość Scotta doszła do zenitu. Wsiadł w pierwszy pociąg jadący do Montgomery i zdesperowany poprosił Zeldę o rękę.

Nie przyjęła jego oświadczyn i w trakcie burzliwej sceny zwróciła mu nawet pierścionek. Nie znamy argumentów, jakich