Wiersz miłosny Jacopa da Lentini pod tytułem Bez nijakiej obrony

Bez nijakiej obrony

Bez nijakiej obrony

Miłość się we mnie wdraża i moje wiąże chęci;

Jak malarz roztargniony,

Który w kółko powtarza to, co nosi w pamięci,

Tak się tu dzieje ze mną,

I szarpać się daremno, twój obraz wciąż mię nęci.

 

W sercu swym ciebie noszę:

W nim twa postać wyryta, ale nie widać po mnie;

O Boże, co ja znoszę!

Tobie samej nie świta, jak cię kocham ogromnie,

Bo jestem tak nieśmiały,

Że, gdy spojrzę, drżę cały, stoję i milczę skromnie.

 

W mojej wielkiej tęsknocie

Pędzlem wymalowałem twe lica urodziwe;

Gdy dojść nie mogę do cię,

Patrzę — ledwie spojrzałem, oglądam je jak żywe.

Tak człowiek, co się stara,

By umocniła wiara, co mu jeszcze wątpliwe.

 

W mym sercu ból się żarzy,

Jak gdy człowiek ogień za pazuchę kryje:

Im bardziej tuli, tym boleśniej parzy.

Przełożył
Edward Porębowicz