Wiersz miłosny Jakuba Jasińskiego pod tytułem Filis

Filis

Na miękkiej darni Filis leżała,

Pasterz w jej nogach spoczywał,

Ona z pogardą ledwo słuchała,

Jak się na prośby zdobywał.

 

"Pókiż mię będziesz Filis trapiła,

(Mówił z westchnieniem przyjemnym)

Czyliś się jeszcze nie nasyciła

Moim zmartwieniem codziennym?

 

Alboż cię jeszcze nie dość kochałem,

Któż był wierniejszy nade mnie?

Ja ci me serce całe oddałem,

Tak mi to płacisz wzajemnie?"

 

Na żadne prośby Filis nie dbała,

Ziewać po troszę zaczęła,

Potem ku ziemi głowę schylała,

I oczy wkrótce zamknęła.

 

Bożku! którego niechybne groty

Niebo możnymi uznało,

W momencie takiej tkliwej pieszczoty,

Powiedz, co czynić przystało?

 

Kogo miłości święte ogniwa

Swym węzłem kiedy spajały,

Ten wie, co umie miłość prawdziwa

A co są płoche zapały.

 

Długo się smutny pasterz wpatrował

W uśpione wdzięków mieszkanie,

Byłby jej z duszy usta całował,

Lecz respekt gromił żądanie.

 

"Próżno, rzekł, twoją wzgardą mię dręczysz,

Próżnoś okrutna, złośliwa,

Od ciebie nigdy mię nie odstręczysz,

Bo miłość moja prawdziwa.

 

Ty piesku strzeż się, byś twym szczekaniem

Nie zbudził mojej kochanej,

A gdy się spyta za odecknieniem,

Mów jej, żem odszedł stroskany."

 

Wtem odszedł pasterz; Filis powstała

Z swoim uśmiechem powabnym,

Lecz patrząc za nim, mówić się zdała:

"Czyż można być tak niezgrabnym?"