Wiersz miłosny Jana Andrzeja Morsztyna pod tytułem Miłość zerwana

Miłość zerwana

Włos złoty, czarne oko, śmiech różany

Już mię w powtórne nie wprawią trudności,

Kiedym szczęśliwie z pęt twych rozwiązany

I miłość nowej pozwala wolności.

Tyś węzeł twardo zerwała związany,

Jam zgasił ogień, co mi suszył kości;

Tak dla twej złości i rozumu rady

Już w doświadczone nie zapadnę zdrady.

 

Kochałem, prawda, i byłem stateczny,

Póki-ć usługi moje wdzięczne były,

I byłby był ten ogień pewnie wieczny,

Gdybym ci sam był pojedynkiem miły;

Ale że afekt podzielasz serdeczny,

I we mnie zaraz żądze się zmieniły

Ani mię zwabisz przez słowa zdradliwe:

Nie wierzę-ć, boś mi zabiła za żywe.

 

Niech ci kto inszy tymże szczęściem służy,

Że go jako mnie oszukasz i zdradzisz;

Darmo-ć się oko smętnym płaczem mruży,

Darmo się stroisz i zwierciadła radzisz,

Darmo się na twą gładkość, przedtem duży

Na serce moje rynsztunek, tak sądzisz.

Strój twój, frasunek, gładkość i pieszczoty —

Wszystko to za nic; cnoty-m ja chciał, cnoty.

 

Szaloną miłość, troskę, afekt ślepy

Rozrzutne twoje uleczyły chęci,

Serca mi więcej nie skrwawią oszczepy

Miłości ani kłopot w głowę wleci;

I jeślim czynił przez niebieskie sklepy

Przysięgę: chować twe łaski w pamięci,

Teraz ci klątwą wyrzekam się drugą

I nieprzyjaciel chcę być — byłem sługą.