Wiersz miłosny Jana Kasprowicza pod tytułem Nieraz się pytam

Nieraz się pytam

Nieraz się pytam, czy ja kocham ciebie?

Czy to nie blaski uczucia zwodnicze,

Podobne zorzy wieczornej na niebie, i

Która, przed sobą widząc noc mogiły,

Jeszcze ostatnie wydobywa siły,

I płonąć.

 

Wówczas drętwieję i jestem lodowy,

Jakby mnie sztukmistrz uwięził w marmurze,

Jakby mi stopy przygniotły okowy,

Że na swą zwykłą nie umiem wejść drogę...

I chciałbym płakać, lecz płakać nie mogę,

I w niebios jasnym nie mogę lazurze

Utonąć.

 

Najdroższa moja! ty poznasz tę chwilę,

Gdy do uścisku zimne podam dłonie;

Kiedy źrenicę, co zniosła już tyle

Spojrzeń, przed twymi chce zakrywać oczy...

Poznasz po smutku, co ją dziwnie mroczy

I po jej bruździe, która blade skronie

Rysuje.

 

Drżę i, chcąc zabić duszącą mnie zmorę,

Wyrzekam czci się i duszę swą własną

Obrzucam błotem i serce swe chore

Klnę, że do żadnych nie zdolne uniesień

Że mi starości rozpaczliwa jesień,

Mimo lat młodych, tkaninę przejasną

Już psuje...

 

O, wówczas spojrzyj! o, wówczas tej łzawej

Każ na mem licu wypocząć źrenicy,

Co mnie z duchowej wyswobadza wrzawy

I w taką szatę spokoju mnie stroi,

Jak gdybym stanął śród złotych podwoi,

Gdzie wiecznie biją ze szczęścia gromnicy

Promienie.

 

O, wówczas spojrzyj, ty, pełna prostoty,

Ziemskimi jeszcze nie skażona brudy!

Uśmiechem dziecka, co rzuca obroty

Sztucznych wysileń, połączysz mnie z sobą:

I ożywiony czoło stawię grobom

I z tobą razem przejdę wszystkie grudy

I cienie.