Wiersz miłosny Jana Kochanowskiego pod tytułem Wezwanie Hanny do Czarnolasu
Wezwanie Hanny do Czarnolasu
Jan Kochanowski
Nie dbam, aby zimne skały
Po mym graniu tańcowały;
Niech mię wilcy nie słuchają,
Lasy za mną nie biegają!
Ja chcę podobać się w mowie
Nauczonej białe j głowie;
Ty mię pochwal, moja pani,
Nie dbam, choć kto inszy gani!
A jeśli me niskie progi
Będą godne twojej nogi,
Nogi pięknej: nie potrzeba,
Dosięgę już głową nieba.
Samy cię ściany wołają
I z dobrą myślą czekają;
Lipa, stojąc wpośrzód dworu,
Wygląda cię coraz z boru.
Każ bystre konie zakładać,
A sama się gotuj wsiadać!
Teraz naweselsze czasy,
Zielenią się pięknie lasy.
Stada igrają przy wodzie,
A sam pasterz, siedząc w chłodzie,
Gra w piszczałkę proste pieśni,
A faunowie skaczą leśni.
Kwap się, póki jasne zorze
Nie zapadną w bystre morze;
Po chwili ćmy czarne wstaną,
Co noc noszą nienaspaną.